Bardzo wiele ostatnio mówi się o wynagrodzeniu Prezesa PKP SA i to w zazwyczaj w bardzo negatywnym kontekście podszytym wieloma złośliwościami. Niestety jest to pozostałość w naszych umysłach po systemie socjalistycznym, który głęboko zakorzenił w ludziach przekonanie, że jeśli się ciężko pracuje z „łopatą” to wynagrodzenie należy się jak „dyrektorskie” - pisze Janusz Zubrzycki, ekspert ds. finansowych w Zespole Doradców Gospodarczych TOR.
Taka była propaganda. Jest to też wypadkową naszej mentalności i ciągłej zawiści o powodzenie „sąsiada”. W Europie Zachodniej lub w USA, gdy przysłowiowy „sąsiad” odnosi sukces, może śmiało się nim chwalić, a wszyscy będą patrzeć na niego z uznaniem i cieszyć się razem z nim. W Polsce z sukcesem trzeba uważać, gdyż jesteśmy nadzwyczaj zawistnym i nieufnym społeczeństwem. Z zasady przyjmuje się, że jak ktoś podnosi swój status materialny od razu musi się za tym kryć „przekręt”, „układ” itp.
To wszystko można zaobserwować na przykładzie podejścia do nowego sposobu zarządzania na kolei. Można odnieść wrażenie, że jeszcze wiele wody w Wiśle upłynie zanim ludzie będą się interesować swoimi zarobkami, a nie innych. Z kolei ten artykuł może przekona co poniektórych, że mityczne 59 tysięcy złotych to nie jest duży pieniądz na tle rynku menadżerów i innych spółek kolejowych w Europie.
Prawda jest taka, że dobry zarząd kosztuje. Dobrzy menadżerowie są ludźmi niezależnymi, a o ich pensjach decyduje rynek. Wysokość ich szczegółowego wynagrodzenia jest zazwyczaj wypadkową skali przedsiębiorstwa, wartości zarządzanego majątku, wysokości przychodów oraz odpowiedzialności na danym stanowisku. Można oczywiście pozostać przy wynagrodzeniach na poziomie „kominówek”, ale wtedy najlepsi menadżerowie na kolei się nie pojawią. Z kolei większość menadżerów „kolejowych”, jak uczy historia, nie ma odpowiednich umiejętności, kompetencji, a przede wszystkim niezależności potrzebnej do reformowania, usprawniania i restrukturyzowania kolei. A tylko ludzie niezależni o określonej wartości na rynku menadżerów mogą podejmować odważne i trudne decyzje mające na celu dobro podmiotu, którym zarządzają.
„Nowe rozdanie” menadżerów na kolei nie musi się obawiać każdego dnia o swoją przyszłość, lawirować pomiędzy różnymi układami żeby utrzymać za wszelką cenę swoje stanowisko. Dla nich wyznacznikiem jest ich pozycja rynkowa, a nie uznanie jednej czy drugiej grupy nacisku. Mają oni kolosalną przewagę nad poprzednikami ponieważ zwolnienie nie jest dla nich „końcem świata”, a jedynie zmianą pracy na minimum równie dobrze płatną jak nie lepszą. Aby utrzymać taki status na rynku ich głównym celem jest podejmowanie trafnych decyzji i jak najlepsze zarządzanie danym podmiotem gospodarczym. Właśnie taka rzeczywistość tworzy największą szansę na pozytywne zmiany na kolei w ciągu najbliższych paru lat. Dlatego prezes PKP SA Jakub Karnowski może sobie pozwolić na niemal otwartą konfrontację ze związkami zawodowymi, a PKP PLK po 23 latach od transformacji może zostać w końcu zrestrukturyzowana.
Spójrzmy także na liczby i odpowiedzmy sobie na pytanie, czy płaca, o której jest tak głośno rzeczywiście jest wysoka. Przede wszystkim ustalmy o jakie to są zarobki w skali rocznej 12 x 59 tys. zł = 708 tyś. zł brutto. Jest to dokładnie przeciętne wynagrodzenie według rzeczpospolitej z 230 spółek giełdowych za rok 2011. Ze względu na wartość majątku, PKP SA należałoby zakwalifikować do mWIG40, a prawdopodobnie spółka mogłaby liczyć na przynależność do WIG20. Pozostańmy jednak przy „drugiej lidze”. W tym segmencie zgodnie z raportem PwC za rok 2011, średnie wynagrodzenie w spółkach ze znaczącym udziałem Skarbu Państwa wyniosło około 850 tys zł brutto, a z nieznacznym udziałem 1 mln 140 tys. zł brutto. Przeciętne zaś wynagrodzenie w spółkach z mWIG40 wyniosło około 1 mln 150 tys. zł brutto. Doszliśmy więc do prostej konkluzji, że obecnie prezes PKP zarabia o około 35 proc. mniej niż wynikałoby to z bardzo konserwatywnej oceny pozycji spółki. Wniosek jest taki, że w rzeczywistości znalezienie dobrego menadżera, który zgodziłby się pracować za mniej niż milion złotych rocznie jest bardzo trudne.
Spójrzmy również jak sytuacja wygląda na świecie w branży kolejowej na tle Polski. Średnie wynagrodzenie w nad Wisłą wynosi około 45 tyś. zł. brutto rocznie czyli zarządzający grupą PKP otrzymuje 16-krotność średniej w gospodarce. Prezes brytyjskiego NR Sir David Higgins otrzymuje 560 tys. funtów czyli 651 tys. euro. Średnie wynagrodzenie w GB wynosi zaś około 31,2 tys. euro czyli 20-krotność średniej w gospodarce brytyjskiej. Prezes Deutsche Bahn Reudiger Grube otrzymuje około 800 tys. euro przy średniej płacy w niemieckiej gospodarce na poziomie około 30 tys. euro. Daje to około 27-krotność przeciętnego wynagrodzenia w Niemczech. Dodatkowo obaj koledzy prezesa PKP mogą liczyć na premie roczne w wysokości około 1,5 mln. euro.
Pomijając już poszczególne kraje, zgodnie z investing.businessweek.com średnie wynagrodzenia prezesa spółki kolejowej na świecie (spółki notowane na giełdach w USA i strefie euro) wynosi razem z bonusami około 2 milionów dolarnów rocznie. Nawet przekładając powyższą wartość na proporcję siły nabywczej złotówki do dolara w granicach 0,50, otrzymujemy wartość rocznego wynagrodzenia „stanowiska prezesa” dużej spółki kolejowej na poziomie około 1 miliona USD czyli około 3 milionów złotych. Taką właśnie kwotę rynek jest gotowy płacić za kompetentnego zarządcę, radzącego sobie z odpowiedzialności i podejmowaniem decyzji w koncernie kolejowym.
Jak na tym tle wygląda wynagrodzenie prezesa PKP SA? Okazuje się, że wynagrodzenie na poziomie 708 tys. zł. rocznie jest bardzo niskie w stosunku do wyceny rynkowej stanowiska CEO dużej spółki giełdowej w Polsce lub kolejowej na świece. Dobry menadżer prowadzi firmę do rozwoju, poprawia jej efektywność, a z pozytywnych zmian w znacznej części korzystają pracownicy. Podsumowując należy się cieszyć, że w końcu „kolej” dołącza do grona sektorów, które rekrutują najlepszych menadżerów dostępnych na rynku. Szkoda tylko, że dopiero jak jest bardzo źle są podejmowane racjonalne decyzje zgodne z prawami rynkowymi.