Na dworcu w Zielonej Górze w piątek, 19 pażdziernika wieczorem czynna była tylko jedna kasa biletowa. - Zawsze staram się być na dworcu szybciej. Tym bardziej w piątek, kiedy młodzież wraca do domu. I nie jestem w stanie kupić biletu. Płacę 8 zł drożej w pociągu. Dlaczego otwierają tylko jedną kasę, wiedząc, że jest tłum chętnych? – skarży się „Gazecie Wyborczej” czytelniczka.
W piątek, 18 października przed kasą biletową na dworcu kolejowym w Zielonej Górze czekało ok. 120 osób, głównie studentów. W Zielonej Górze przesiadają się oni do Żar i Żagania. Stoją w długiej kolejce po bilet, ale nie wszyscy zdążą go kupić. - Kolei nie interesuje, że nie zdążyłeś, bo kolejka była za długa. Twoja wina, myślą. W piątki ludzie psioczą. Obsługa pasażerów jest kompletnie niesprawna – informuje „Gazetę Wyborczą” jedna z pasażerek.
Na dworcu działają teoretycznie cztery kasy biletowe. Czynne są w godzinach 4.00 - 21.30. Studenci poprosili o interwencję jednego z konduktorów. - Chcieliśmy, żeby zobaczył, co się dzieje. Rozłożył ręce. Pociąg odjeżdża w godzinach, kiedy kasa jest czynna. Nie jestem w stanie wam pomóc. Takie jest prawo, bilet będzie droższy. Choć widział, że kasjerek jest więcej niż jedna – odpowiedział - mówi „Gazecie Wyborczej” czytelniczka.
Podróżni zmuszeni są do kupowania biletów w pociągu. - W kasie zapłaciłabym 7,6 zł za bilet studencki. W pociągu zapłaciłam około 16 zł. Jakim prawem? Rozumiem, że kolei nie zależy na pasażerach. Ale oni z nas żyją – skarży się pasażerka
Więcej