O odpowiedzialności przedsiębiorstw kolejowych za skutki wypadków na przejazdach mówił podczas Kongresu Kolejowego prof. Marek Wierzbowski. Jak tłumaczył, podmioty te ponoszą odpowiedzialność na zasadzie ryzyka. Oznacza to, że w razie wypadku muszą dowieść, że całkowitą winę za zdarzenie ponosi kto inny.
Jednym z pomysłów na zwiększenie bezpieczeństwa na przejazdach kolejowo-drogowych jest podniesienie wysokości mandatów nakładanych na kierujących samochodami, którzy decydują się np. na wjazd pod opuszzczające się rogatki. Sceptycznie do tego rozwiązania odniósł się podczas Kongresu Kolejowego prof. Marek Wierzbowski, partner w kancelarii Prof. Wierzbowski i Partnerzy. – Nie wiem, czy zmieniłoby to coś w sposób zasadniczy – stwierdził. Tłumaczył bowiem, że problemem jest niska wykrywalność tego rodzaju wykroczeń, bo popełniane są one wówczas, gdy w pobliżu nie ma radiowozu.
Główna przyczyna wypadków to ludzka głupota
Sporo miejsca poświęcił on kwestii odpowiedzialności cywilnej zarządcy infrastruktury kolejowej za skutki wypadków ma przejazdach. Tłumaczył, że jest ona wyznaczona na zasadzie ryzyka. – Jeśli właściciel torów, czyli PKP PLK, i przewoźnik, którego pociąg jedzie, nie wykaże, że ktoś ponosi całkowitą winę za powstały wypadek, to ponosi odpowiedzialność cywilną. Praktycznie ponosi ją ubezpieczyciel. Zarządca drogi nie ponosi natomiast żadnej odpowiedzialności, tymczasem często pojawia się tu kwestia wycięcia krzaków czy uporządkowania różnego rodzaju rzeczy, które ograniczają widoczność – opisywał.
W opinii prawnika to właśnie brak odpowiedniej widoczności jest, obok „ludzkiej głupoty”, jedną z głównych przyczyn powstawania wypadków. – Bardzo często mamy do czynienia ze zbiegiem wydarzeń: pociąg jechał za szybko na danym odcinku, czyli pojawia się wyraźna odpowiedzialność maszynisty, a ktoś zlekceważył znaki czy omijał rogatki – mówił.
Życie ludzkie jest właściwie bardzo tanie
Podstawą do wyznaczenia odpowiedzialności cywilnej ma być przy tym Kodeks cywilny. – Mamy tam przepis, który mówi, że jeśli ktoś korzysta z urządzeń napędzanych siłami przyrody, ponosi za nie odpowiedzialność właśnie na zasadzie ryzyka – tłumaczył Marek Wierzbowski. – Efekt jest taki, że w każdym wypadku na kolei płaci przewoźnik i zarządca infrastruktury, bo jego traktuje się tak samo, choć do torów nie potrzeba żadnych sił przyrody. Jeśli w zdarzeniu brał udział samochód, wchodzi jeszcze w grę odpowiedzialność kierowcy – zaznaczył.
Podawał on przy tym ciekawe przypadki rozstrzygnięć, gdy np. dziecko odsuwa postawioną barierkę i wchodzi na tor lub ginie po zaczepieniu przez pędzący pociąg. – Zasada jest taka, że właściwie w każdym przypadku kolej płaci, bo liczy się przyczynienie się do zdarzenia – powiedział. – Odpowiedzialność odszkodowawcza jest na ogół rzędu kilkudziesięciu tys. zł. Najwięcej, ile ja znalazłem, to ok. 200 tys. zł. Życie ludzkie jest więc właściwie niezwykle tanie, biorąc pod uwagę koszty ponoszone przez przewoźnika np. przy uszkodzeniu składu Pendolino i konieczności odstawienia go na jakiś czas – ocenił.
Podanie adresu e-mail oraz wciśnięcie ‘OK’ jest równoznaczne z wyrażeniem zgody na:
przesyłanie przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z siedzibą w Warszawie, adres: Pl. Bankowy 2, 00-095 Warszawa na podany adres e-mail newsletterów zawierających informacje branżowe, marketingowe oraz handlowe.
przesyłanie przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z siedzibą w Warszawie, adres: Pl. Bankowy 2, 00-095 Warszawa (dalej: TOR), na podany adres e-mail informacji handlowych pochodzących od innych niż TOR podmiotów.
Podanie adresu email oraz wyrażenie zgody jest całkowicie dobrowolne. Podającemu przysługuje prawo do wglądu w swoje dane osobowe przetwarzane przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z siedzibą w Warszawie, adres: Sielecka 35, 00-738 Warszawa oraz ich poprawiania.