– W czym jesteśmy gorsi od PR? – pytali protestujący dziś pracownicy Arrivy. Tymczasem zarząd spółki zapewnił, że „podchodzi do manifestacji ze zrozumieniem oraz poszanowaniem praw pracowników".
– Jesteśmy kolejarzami ze spółki Arriva, pracuje u nas prawie 300 osób. Od dwóch lat jeździmy na liniach zelektryfikowanych, które wygraliśmy uczciwie w przetargu. Nie zgadzamy się z decyzją marszałka Całbeckiego oddania naszych miejsc pracy Przewozom Regionalnym – pisali związkowcy Arrivy w listach, które przesłali do marszałka oraz do radnych województwa przed zapowiadanym na dziś protestem.
– Mimo, iż w naszej firmie nie ma takich tradycji, z tego typu sytuacją spotykamy się po raz pierwszy, to jako zarząd Arriva szanujemy decyzję naszych pracowników. Również jesteśmy zaniepokojeni decyzjami politycznymi, które dochodzą do nas w ostatnim czasie – komentuje protest prezes przewoźnika Damian Grabowski podkreślając, że w manifestacji mogą wziąć udział pracownicy, którzy w czasie jej trwania nie pełnią obowiązków służbowych.
– Nie popieramy strajków generalnych, które naszym zdaniem odbijają się tylko na podróżnych. Są one wyrazem skrajnej nieodpowiedzialności i niewłaściwego podejścia do zadań przewoźnika” – dodaje prezes Grabowski.
Przypomnijmy: zarząd województwa jeszcze kilka miesięcy temu „nie wyobrażał sobie”, by dzielić rynek przewozów kolejowych w inny sposób niż poprzez przetargi. Niedawno jednak zmienił zdanie i zrezygnuje z rozpisywania przetargu na wieloletnią obsługę czterech odcinków linii kolejowych. Samorząd chce bez przetargu oddać je w ręce Przewozów Regionalnych.