Koniec 2013 r. upłynął pod znakiem nierozstrzygniętej dyskusji na temat problemu osób emitujących w komunikacji publicznej przykry zapach, co w zimie, choć ta do nas przychodzi z trudem, staje się problemem. Głównie zastanawiano się, czy usuwać takie osoby ze środków komunikacji. Jednak takie myślenie opatrzone jest błędem.
Dyskusja przebiegała pomiędzy dwoma skrajnymi położeniami – pierwsza frakcja postulowała tolerancję wobec kłopotliwych pasażerów, a przynajmniej powstrzymywanie się od radykalnych rozwiązań. Druga nawoływała do bezwzględnego usuwania ich z pojazdów tym bardziej, że część kloszardów wykorzystuje swoje powalające atuty aromatyczne, by bez przeszkód podróżować w komfortowych warunkach, bo bez ścisku.
Rację mają pierwsi, że nie można wszystkich kłopotliwych pasażerów zamykać w jednym zbiorze. Są wśród nich osoby starsze z zaburzonym powonieniem, osoby przyjmujące utrudniające metabolizm leki, a nawet z zaburzonym metabolizmem (istnieją takie osoby, które naturalnie nie pachną i nie są w stanie nic z tym zrobić). Czasem to po prostu osoby ubogie mogące sobie pozwolić na porządną przepierkę raz na miesiąc albo zwyczajny „ktokolwiek”, któremu przydarzył się „wypadek”, czyli ciężko spocił się w nagłej i nieprzewidzianej sytuacji – ze stresu lub z wysiłku – a jakoś do domu dotrzeć musi. Choćby w celu doprowadzenia się do porządku.
Drugiemu obozowi stanowczo odmawiam racji. Nie można po prostu wyrzucać z pojazdów za uciążliwy zapach. Z pojazdu można usunąć osobę, która narusza porządek publiczny i narusza kodeks wykroczeń. To oczywiste. Można usunąć kloszarda za brak ważnego biletu czy widoczne zanieczyszczanie pojazdu przewidziane większością regulaminów przewozowych. Ale widoczne, czyli np. przewożenie bagażu pozostawiającego brudne ślady. Nie można jednak usuwać za sam smród!
To tylko fragment artykułu. Więcej na stronie Transport-publiczny.pl