Tylko z PKP: postój niespodzianka w urokliwym lesie, nieczynna klimatyzacja i zamknięte okna w przedziale (by pasażerowie nie złapali przeziębienia) i - absolutnie gratis! - dodatkowe 6 godzin na kontemplowanie krajobrazu całej Polski.
Joanna Targoń, dziennikarka "Gazety" opisuję swoją podróż pociągiem z Krakowa na Hel w dniu 15 lipca. Aby podróż przebiegła sprawnie i wygodnie pani Joanna zakupiła promocyjny bilet (trzy przejazdy za 169 zł) i miejscówkę w I klasie InterCity do Gdyni. Niestety miło było tylko półtorej godziny, chociaż już od początku podróży doskwierała jej klimatyzacja ustawiona na „mrożenie podróżnych”. Wówczas to skład stanął w lesie. Powód – awaria trakcji. Pasażerowie musieli czekać na spalinowóz, a w tym czasie po sąsiednim torze mijały ich kolejne składy. Kiedy przyjechał spalinowóz okazało się, że skład jest dla niego za ciężki i pasażerowie musieli się przesiąść…
W Warszawie okazało się, że przewoźnik zajął się pasażerami feralnego pociągu, ale nie wszystkimi - tylko 68-osobową grupę dzieci z opiekunami, jadącą na kolonie. O pozostałych nie wiedział. W końcu jednak udało się znaleźć dla wszystkich miejsce w pociągu "Szkuner" z Katowic lub Krakowa. Jednak kiedy poszkodowani chcieli z niego skorzystać, konduktor kazał im zakupić bilet, bo on o żadnej awarii nie wie… - pisze Joanna Targoń.
Kiedy już udało się pani Joannie wsiąść do pociągu z Warszawy do Gdyni z głośników rozległ się głos, który poinformował, że ze względu na modernizację „należy się spodziewać opóźnień i przestojów. Za to za dwa lata pociągi będą śmigać w dwie godziny”. W przedziale rozległy się złośliwe chichoty. Jednak nie nieustanne zwalnianie pociągu było najgorsze, ale brak klimatyzacji. Otwarcie okien tylko na chwilę poprawiło sytuację, bo konduktor kazał je natychmiast zamknąć... - czytamy w „GW”.
Barwna podróż pani Joanny trwała z Krakowa na Hel trwała 16 godzin - o 6 godzin dłużej niż zwykle na tej trasie.
Więcej