Liczba wypadków na przejazdach kolejowo-drogowych, skutkujących śmiercią albo ciężkimi obrażeniami, w 2024 roku po wcześniejszych 3 latach stosunkowo niedużych spadków skokowo wzrosła. Powoduje to nie tylko ludzkie tragedie, ale także często paraliżuje ruch na kluczowych magistralach. Mocną reakcję postuluje Urząd Transportu Kolejowego.
Choć kolej jest najbardziej bezpiecznym środkiem transportu, od wielu lat swoistym wąskim gardłem w bezpieczeństwie ruchu kolejowego w Polsce pozostają kolizyjne przejazdy kolejowo-drogowe w poziomie szyn. Liczne wypadki, spowodowane niemal zawsze lekkomyślnością, czasem brawurą, a nierzadko wręcz głupotą kierowców, powodują kolejne tragedie poszczególnych osób, będących ich ofiarami, jak również ich rodzin. Stwarzają one także poważne zakłócenia w płynności ruchu pociągów. Niejednokrotnie poważny wypadek na przejeździe blokuje ruch na kluczowych magistralach na wiele godzin, zwłaszcza w przypadku wypadków ze skutkiem śmiertelnym. Uszkodzenia taboru w wielu wypadkach powodują konieczność poniesienia kilkunastu milionów złotych na jego naprawę lub nawet jego kasacji.
Co więcej, po 3 latach nieznacznego spadku liczby ciężkich wypadków na przejazdach w ubiegłym roku miał miejsce jej skokowy wzrost. Aż 49 osób w roku 2024 straciło w ich efekcie życie. To 10 osób więcej niż w 2023 roku i jednocześnie 1 więcej niż w roku 2021, co wskazuje na to, że konieczne jest pilne podjęcie działań ukierunkowanych na zmianę tego stanu rzeczy. Nie ulega wątpliwości, że wśród nich powinno znaleźć się przygotowanie programu modernizacji przejazdów kolejowo-drogowych, ponieważ do więcej niż połowy wypadków chodzi na przejazdach kategorii D, czyli niewyposażonych nie tylko w rogatki, ale nawet sygnalizację świetlną.
Zasadnym wydaje się również rozpatrzenie intensyfikacji przebudowy najbardziej uczęszczanych przejazdów w poziomie szyn na bezkolizyjne skrzyżowania wielopoziomowe. Należy jednocześnie podjąć twardą walkę z niebezpiecznymi zachowaniami wśród kierowców. Wydaje się, że kampanie edukacyjne, choć godne kontynuowania, nie są wystarczające, dlatego potrzebne jest zwiększenie wykrywalności piractwa drogowego i konsekwentne egzekwowanie kar. Przyjęcie rozwiązania, obejmującego montaż systemów monitorowania ruchu na 500 najbardziej niebezpiecznych przejazdach, postuluje Urząd Transportu Kolejowego.
Przypomnijmy, że ów postulat wysunął już Prezes UTK Ignacy Góra podczas debaty “Kultura bezpieczeństwa w transporcie kolejowym”, która odbyła się podczas 15. Międzynarodowych Targów Kolejowych TRAKO w Gdańsku.Jak wskazywał Marcin Trela, wiceprezes UTK, podczas niedawnego posiedzenia sejmowej Komisji Infrastruktury, montaż rogatek nie przyniósłby tak szybkich efektów, a ponadto – mając na względzie koszt jednostkowy na poziomie 1,5 mln zł – ich wybudowanie na 500 przejazdach pochłonęłoby 750 mln zł. Instalacja kamer miałaby natomiast kosztować 80-180 mln zł. Mogłyby one zdyscyplinować kierowców, odczytując numery rejestracyjne pojazdów, które nie zatrzymałyby się przed znakiem STOP, a następnie przekazując we współpracy z Inspekcją Transportu Drogowego dzięki dostępowi do bazy ewidencji pojazdów wezwanie do zapłacenia mandatu. Wymagałoby to jednak wprowadzenia pewnych zmian legislacyjnych.
W Polsce publiczny dyskurs dotyczący polityki państwa i samorządu terytorialnego względem transportu drogowego, również w aspekcie związanym z jego bezpieczeństwem, wciąż nacechowany jest narracjami o “absurdalnej walce z kierowcami”. Przekłada się to na niechęć władz publicznych do zastosowania skutecznych narzędzi umożliwiających dyscyplinowanie kierowców, takich jak fotoradary, czy odcinkowy pomiar prędkości, tym bardziej, że łączna liczba wypadków w ruchu drogowym jest mniejsza niż kilkanaście lat temu. Polsce wciąż daleko jednak w tym względzie do europejskiej czołówki, dlatego wydaje się, że należy w końcu podjąć odważne decyzje, dotyczące również egzekwowania kar za przekroczenie dopuszczalnych prędkości na drogach szybkiego ruchu, które pozostaje dziś w gruncie rzeczy fikcją.