Dziesięć lat temu Polska wstąpiła do Unii Europejskiej. Od kilku lat nasz kraj jest w układzie Schengen, dzięki czemu zniknęły kontrole graniczne. Gdyby próbować sądzić o możliwości przekraczania granic na podstawie kolejowego rozkładu jazdy, można by dojść do wniosku, że prawne bariery właśnie zostały szaleńczo spiętrzone.
Dobrym przykładem jest na pograniczu polsko-słowackim – choć po obu stronach dzielącego państwa Popradu kwitnie życie turystyczne, pociągi z Muszyny do Pławca nie są uruchamiane już nawet latem. Podobnie jest na sąsiednim przejściu przez Przełęcz Łupkowską, a przecież Łupków czy Komańcza to atrakcyjne bazy wypadowe w polskie Bieszczady i Beskid Niski, zaś leżące po drugiej stronie Medzilaborce słyną w skali Europy z robiącego wrażenie muzeum Andyego Warhola. Jedyne bezpośrednie nietranzytowe połączenia między krajami zapewniają trzy pary cudem ostałych w rozkładzie jazdy pociągów osobowych Zwardoń – Czadca – Żylina, resztki ruchu dalekobieżnego prowadzi się tranzytem przez Czechy.
Na granicy z Litwą ruch zamarł całkowicie – i wbrew powszechnej opinii główną przyczyną takiego stanu rzeczy nie jest modernizacja Rail Baltiki, bo przecież przed jej rozpoczęciem uruchamiano ledwie jeden pociąg dalekobieżny. To oferta tak radykalnie kontrastująca ze spodziewanymi niedługo wcześniej tłumami, dla których przygotowano nowy, większy budynek dworcowy stacji granicznej Trakiszki, że nie sposób traktować jej poważnie.
Nawet na granicy niemieckiej, na której ruch prowadzony jest stosunkowo przyzwoicie, nie udało się zrealizować śmiałych planów przywrócenia ruchu na przejściu w podzielonym mieście Gubin/Guben. Nie spełniły się też nadzieje na równoczesne z kierunkiem zachodnim otwarcie Polski na wschód – najwyraźniej, przynajmniej patrząc na świat z punktu widzenia kolei, nie staliśmy się bramą wjazdową do zjednoczonej Unii, skoro rokrocznie ubywa połączeń na Ukrainę (ruch przygraniczny zamarł, dalekobieżny tli się jedynie dwoma kursami na dobę) i do Rosji (całkowity brak ruchu do Obwodu Kaliningradzkiego).
O skali zubożenia oferty łączenia sąsiadujących ze sobą regionów najlepiej świadczy fakt, że największym wydarzeniem tego roku, jeśli idzie o połączenia międzynarodowe, było uruchomienie dwóch par kursów z Poznania do Frankfurtu nad Odrą. Powstanie zaledwie dwóch dodatkowych par stało się okazją do świętowania i odmiany słowa „sukces” przez wszystkie przypadki.