Kupiony za ponad 10 milionów złotych nowiutki pociąg WKD psuje się trzy razy częściej niż stare, trzydziestoletnie wagony. Dlaczego? Jest prototypem i sporo rzeczy wymaga poprawek. Producent twierdzi i prezes WKD uspokajają, że skład jest w porządku, choć maszyniści nieco narzekają. Sprawie przyjrzało się Życie Warszawy.
Skład hamuje zdecydowanie słabiej niż nasze mające nawet ponad 30 lat pociągi
- opowiadają maszyniści. - Już dwa razy stawał w polu, bo uszkodził się pantograf.
-Ten pojazd jest zwyczajnie za delikatny.
Pociąg jest dziełem inżynierów z firmy Pojazdy Szynowe Pesa Bydgoszcz. Inż. Jerzy Berg z Pesy twierdzi, że hamulce nie odstają od normy. Jego zdaniem usterki, które się pojawiają, to drobnostki. - Maszyniści muszą po prostu "wyczuć" pociąg - odpiera ataki. - I dopiero wtedy wszystko będzie dobrze.
Prezes WKD Grzegorz Dymecki uspokaja: pasażerowie mogą czuć się w nowym pociągu całkowicie bezpieczni. Uszkodzenia pantografu powstały z winy sieci trakcyjnej.
- Nie można mówić o tym, że dostaliśmy bubla - twierdzi prezes. - Chętnie byśmy widzieli podobne takie składy.
Na razie za serwisowanie pociągu płaci jego producent. Gwarancja jednak wygaśnie za dwa, trzy lata - zależnie od podzespołu. Wtedy koszty napraw spadną na WKD
- martwi się życie Warszawy.
Nowiutki wagon kupił samorząd województwa mazowieckiego. Tenże samorząd ogłosił teraz przetarg na dostawę składów dla obsługi linii podmiejskich. Postawił jednak warunek: producent musi mieć doświadczenie i mieć na koncie 30 podobnych pociągów. Co na to inż. Berg? - To podcinanie nam skrzydeł i eliminowanie z rynku - rzuca zdenerwowany. - Przetarg napisano pod dyktat firm zachodnich - twierdzi Berg.