Czytelnik „Gazety Wyborczej” kupił przez iPada bilet na pociąg PKP IC z Krakowa do Gdańska. Jednak pasażer nie mógł z nim wejść do wagonu sypialnego. Miał pecha. Cześć konduktorów nie ma odpowiedniego czytnika do biletów elektronicznych. I akurat na jednego z nich trafił pasażer.
- Żeby nie stać w kolejkach, kupiłem bilet przez internet. Chciałem się wyspać i móc pracować w Gdańsku, dopłaciłem za wagon z miejscami do leżenia. Jak się okazało, tylko chciałem... Podróżuję bardzo często z Krakowa do Warszawy i nigdy nie spotkałem się z problemem, jeżeli okażę bilet na iPadzie. Bo tak jest wygodniej, szybciej, nie trzeba drukować, a bilet można kupić wszędzie – informuje „Gazetę Wyborczą” czytelnik.
- Pan w wagonie sypialnym mówi: "Ma pan bilet, ale niewydrukowany, więc nie mogę pana wpuścić". Zamyka drzwi na kłódkę i odchodzi. Wsiadam więc do normalnych wagonów i idę do kierownika. Skanuje bilet, wszystko jest w porządku. Nie może mi jednak pomóc, bo tamtych wagonów nie obsługuje – relacjonuje „Gazecie Wyborczej” pasażer.
Pasażer zadzwonił pod numer podany na drzwiach wagonu sypialnego. Usłyszał: "Nie ma pan wydrukowanego biletu, nie jedzie pan". - Odpowiadam, że kierownik pociągu przeczytał kod na swoim urządzeniu, bilet jest ważny, połączenie zostało przerwane. Na próżno. Dzwonię więc do znajomego w Warszawie. Ten drukuje bilet, przynosi go o 4 na dworzec centralny i z tym samym biletem, ale już wydrukowanym, wsiadam do wagonu sypialnego – informuje „Gazetę Wyborczą” czytelnik.
- Konduktorzy wagonów sypialnych, czyli pracownicy WARS, nie mają na wyposażeniu odpowiednich czytników biletów elektronicznych, które umożliwiałyby im kontrolę biletów, zanim podróżny zajmie swoje miejsce w przedziale – mówi „Gazecie Wyborczej” Zuzanna Szopowska, rzecznik prasowy PKP Intercity.
Więcej