Z powodu uszkodzonego wiaduktu w Poznaniu, podróż do Wągrowca zajmuje nawet 3 godziny, napisała „Gazeta Wyborcza”. Wiąże się to z zastąpieniem szynobusów kursujących na tej linii, zastępczą komunikacją autobusową na odcinku Poznań - Czerwonak.
Wiadukt nad ul. Gnieźnieńską, został uszkodzony na początku sierpnia, przez przejeżdżającą ciężarówkę. Poznański Zakład Linii Kolejowych uznał, że lepiej zbudować nowy wiadukt w tym miejscu, niż naprawiać stary. Niestety wiąże się to z wdrożeniem wszystkich niezbędnych procedur, ogłoszeniem przetargu oraz wyłonieniem projektu, co jak wiadomo jest czasochłonne. Jednak dla podróżnych takie wyjaśnienie problemu nie jest przekonujące.
- To jakiś absurd. Jak można remontować kilkanaście metrów wiaduktu przez rok? To powinno zająć najwyżej miesiąc - dziwi się Witold Stasiewski z Towarzystwa Poznania Miejsc "Fyrtel". Jak podała „Gazeta Wyborcza”, Pan Witold wraz z Wielkopolskim Towarzystwem Sympatyków Kolei napisał list do władz województwa wielkopolskiego, w którym prosi o wyjaśnienie sprawy. Jak można przeczytać w liście, "tłumaczenie, że cała operacja ma trwać rok, jest jakimś fascynującym ewenementem na skalę europejską".
W Zakładzie Linii Kolejowych zapewniają jednak, że we wrześniu pociągi do Wągrowca, powinny powrócić.
- Do końca sierpnia powstanie prowizoryczna konstrukcja, która tymczasowo zastąpi uszkodzony wiadukt. Pociągi będą mogły po niej przejeżdżać, tyle że z mniejszą prędkością - powiedział „Gazecie Wyborczej” Łukasz Więcek, rzecznik poznańskiego Zakładu Linii Kolejowych. Niestety autobusowa komunikacja zastępcza, szczególnie w godzinach szczytu, porusza się dużo wolniej niż pociąg, co powoduje odpływ pasażerów. Ludzie tłumaczą, że podróż autobusem PKS-u jest szybsza, a do tego nie trzeba się przesiadać. Jeśli już teraz zachodzi takie zjawisko, to co będzie się działo w przyszłym roku, kiedy podobna sytuacja znowu zaistnieje, ze względu na budowę nowego wiaduktu na tej trasie? Pozostaje tylko mieć nadzieję, że gremialny odwrót od kolei nie nastąpi.
Więcej