Skargi amerykańskich spółek z gałęzi przemysłu chemicznego i energetyki na działania kolei trafiły do Kongresu. Chodzi o brak możliwości wyboru przewoźnika.
Amerykańskie koleje towarowe działają na co dzień według reguł prywatnej przedsiębiorczości – lecz od czasu do czasu stykają się ze światem polityki, który wpływa na ich operacje. Mimo aktywnej rywalizacji miedzy towarzystwami (ale braku powszechnej dostępności typu „open access", której tutejsze koleje są przeciwne) istnieją gałęzie przemysłu, które skarżą się, że w ich konkretnej sytuacji konkurencja nie istnieje. Według nich panuje przymus korzystania z najbliższego przewoźnika, który odmawia kierowania wagonów na inną kolej, mimo wyraźnych życzeń nadawcy lub odbiorcy (tzw. Captive shippers).
Szczególne narzekania pochodzą z przemysłu chemicznego i energetyki. Koleje zaś wskazują, że stawki frachtowe są historycznie niskie, oraz że kolej musi zarobić na swoje utrzymanie i że skarżący się Captive shippers z reguły sami mają wysokie zyski. Skargi trafiły do kongresowej podkomisji ds. transportu i infrastruktury, gdzie na majowych posiedzeniach wypowiadali się przedstawiciele kolei, reprezentanci Captive shippers oraz przedstawiciele nauki.
Ludzie związani z kolejnictwem wskazują na ogromne sukcesy tutejszej deregulacji kolejnictwa towarowego po roku 1980 (Staggers Act). W końcu lat 70-tych większość tutejszych przewoźników albo już zbankrutowała, albo stała na krawędzi upadku. Rozważana była nawet powszechna nacjonalizacja. Dziś kolejowe towarzystwa są w bardzo dobrej sytuacji technicznej i finansowej, nie tylko nie cofają się na przewozowych rynkach – lecz odzyskują utracone pozycje, głównie za sprawą przewozów intermodalnych. Wydaje się, ze kongresowa podkomisja uzna obecne status quo za optymalne i oddali skargi wniesione przez niewielką lecz głośną grupę Captive shippers – w zamian za drobne ustępstwa ze strony kolei.