Dzisiaj turystyka kolejowa dostępna jest właściwie dla każdego obywatela. Tylko wielkość jego kieszeni, a dokładnie ilość znajdujących się w niej pieniędzy, decyduje, czy chce pławić się w luksusowych, klimatyzowanych wagonach z panoramicznymi oknami z tzw. full serwisem gastronomiczno-rozrywkowym, czy też delektować się stukotem kół, bo wygoda nie jest najważniejsza.
Jednak dla firm kolejowych najbardziej pożądanym turystą jest oczywiście ten zasobny w pieniężne walory i dla jego czasami wyszukanych fanaberii są gotowe zrobić niemal wszystko. To dla niego do dziś buduje się wagony salonki, wycieczkowe wagony panoramiczne dające możliwość oglądania ośnieżonych górskich widoków w cieplutkim wnętrzu z filiżanką kawy w ręku i wsłuchiwania się w głos lektorki mówiącej: z lewej góry austriackiego Tyrolu, a z prawej włoskiego. Chyba najbardziej znanymi w Europie z wprzęgania do rejsowych pociągów panoramicznych wagonów są koleje szwajcarskie czy austriackie. W Polsce, niestety, jak na razie tylko dużo się mówi o wprowadzeniu tzw. glacier-wagonów.
Zapewne niewielu miłośników turystyki kolejowej wie, że dzisiejsze „panorama-wagony” to jeden z efektów ponad stuletniego eksperymentowania austriackich kolei w temacie turystyki kolejowej. Pierwsze próby wypracowania najlepszej i najbardziej atrakcyjnej dla turysty, obok części gastronomiczno-wypoczynkowej, oferty informacyjnej przeprowadzano na cesarsko-królewskich austriackich kolejach państwowych pod koniec XIX wieku. Co ciekawe przeprowadzano je także na szlakach biegnących w Galicji m.in. Kraków – Tarnów – Przemyśl czy Lwów – Kołomyja.
Specjalne wydawnictwo
W 1894 roku nakładem wspomnianej CK – kolei i wyspecjalizowanej w drukach artystycznych oficyny wydawniczej „Steyrmühl” z Wiednia – ukazał się 32 numer zeszytu „Przewodnika Ilustrowanego po c. k. austr. kolejach państwowych”1. Cała seria składała się z 33 zeszytów, w tym sześciu ukazujących trasy kolejowe w Galicji (Kraków – Oświęcim, Nowy Sącz, Tarnów – Borysław, Przemyśl – Bełżec, Lwów – Kniaźdwór i rejon Czerniowic). Pozostałe 27 zeszytów opisywało trasy w całym cesarstwie.
Cichym wspólnikiem współfinansującym wydawnictwo byli właściciele dworcowych bufetów i przydworcowych hoteli, dzięki temu był on tani, ogólnie dostępny, a pasażerom I klasy udającym się np. z Lwowa do Tarnopola był wręczany bezpłatnie, jako suwenir umilający podróż. Liczący prawie 100 stron przewodnik (zeszyt nr 32) był wydany w dwóch językach: polskim i niemieckim. Wersja niemiecka była dostępna nie tylko na dworcach w Galicji, ale i w całym cesarstwie, a także na głównych dworcach w Zurichu czy Berlinie. Proponował odbycie 7 wycieczek kolejowych po południowo-wschodniej części Galicji w rejonie Lwowa, Krasnego, Stanisławowa i Kołomyi. Autorzy z ogromną starannością nie tylko opisali trasy, podając ilości kilometrów pomiędzy stacjami, czas przejazdu poszczególnych odcinków i całej drogi, ale także np. na co zwracać uwagę, patrząc przez okno jadącego pociągu. Oto fragment opisu jednej z tras, który ukazuje, jak wiele uwagi poświecono na redakcję przewodnika i jakże był on przydatny dla turysty.
„Szlak Lwów – Krasne – Podwołoczyska. Na 37 kilometrze od Lwowa miejscowość Zadwórze. Z Zadwórza około 8 km zapraszamy do zwiedzenia godnego kościoła w Miłatynie. Wózek (dorożka jednokonna) do Miłatyna i z powrotem trzeba zapłacić 2 korony. Na 76 km Złoczów. Oddalenie z dworca do miasta 3 km. Parokonna dorożka kosztuje 1 koronę. Hotele istnieją tylko drugorzędne, z pomiędzy których hotele Grosskopfa i Bartha zaspokoić mogą skromne wymagania. W hotelu Grosskopfa niezła restauracja, tożsama restauracja na dworcu kolejowym. Która podaje niezłe przekąski do wagonów podczas postoju na stacji. Cukiernia Bukowskiego niewiele pozostawia do życzenia. Polecenia godne lokale do śniadań przy sklepach korzennych Kordeckiego i Golda.
Złoczów, miasto powiatowe, 10 tys. mieszkańców. Urząd pocztowy i telegraficzny, Sąd obwodowy, Wyższe gimnazjum. Na wzgórzu zamek obronny z XVI wieku, wzniesiony przez Marka Sobieskiego, dziada króla Jana. Zamek przeszedł następnie w posiadanie rodziny książąt Radziwiłłów, z początkiem bieżącego stulecia nabyli go Komarniccy, którzy w 1840 odstąpili go rządowi. Ze Złoczowa najdogodniejsza droga do Brzeżan (ok. 40 km). Wygodny parokonny powóz kosztuje 12 koron. Na dworcu wystrzegać się należy narzucających się fiakrów złoczowskich, gdyż powozy brzeżańskie o wiele lepiej przysposobione są do drogi i tańsze”
Przewodnik proponuje turystom pozostającym w Złoczowie na kilka dni odbycie kilku wycieczek w okolice miejscowości. Jedna z ciekawszych do oddalonych od miasta o 15 km Podhorców, gdzie znajdował się jeden z najpiękniejszych w Polsce zamków zbudowany w XVII wieku przez hetmana Koniepolskiego. Autorzy dość dokładnie opisują historię powstania, wnętrza pałacu, znajdujące się w nim, godne uwagi artefakty. Oczywiście nie zabrakło również informacji, że powóz parokonny kosztował 6 koron, a wóz włościański 4 korony. Nadto zalecano zaopatrzyć się w żywność na drogę w handlach złoczowskich.
Inna z wycieczek wiodła do oddalonego o 8 km od Złoczowa miasteczka Sassów ze wzorowo urządzoną i elektrycznie oświetloną fabryką papieru (przeważnie cygaretowego) Zygmunta Weisera. Właściciel fabryki z największą gotowością dawał zezwolenia na zwiedzenie zakładu. W samym miasteczku warty odwiedzenia był również zakład wodoleczniczy od wielu lat renomowany.
W odległości 140 km od Lwowa był Tarnopol, który autorzy przewodnika szczególnie polecali do odwiedzenia i zatrzymania się na kilka dni ze względu na bogatą ofertę gastronomiczną i hotelową. Restauracja Garssera w hotelu Punczerta serwowała wyśmienite i zimne piwo pilzneńskie, podobnie jak bufet Grünhuta na dworcu kolejowym podający złocisty napój do wagonów. Cukiernie Dąbrowskiego, Pieprzaka oferowały tanie i duże kremówki, a najlepsze śniadania podawały lokale Morawetza, Frantza czy Skowrońskiego.
Również z Tarnopola można było wyruszyć na ciekawe wycieczki m.in. do Zbaraża nad Gniezną, gdzie wartym odwiedzenia był browar, gorzelnia i koniecznie słynne targi zbożem, łojem, woskiem i miodem. Na targu można było kupić sławne ongiś na całej Rusi kiełbasy zbaraskie. Szczególnie polecane było odwiedzenie Kołomyi zamieszkanej przez huculi, zajmujących pod względem ozdobności wyrobów swego przemysłu domowego bezsprzecznie pierwsze w kraju miejsce. W przewodniku napisano: „Z jednej strony prze hucułów do przemysłu niewdzięczność pracy koło roli, z drugiej jakiś nieprzeparty pociąg połączony z pewnym poczuciem artystycznego piękna. Hucuł jak tylko zaspokoi własne potrzeby, wnet zabiera się do jakiegoś przemysłu; przyczem rzecz prosta, stara się przede wszystkim zużytkować materiał, który ma pod ręką. W pierwszej kolejności drewno. Hodując owce, kozy, siejąc len i konopie, hucuł wyrabia sam sobie prawie wszystkie części składowe odzienia, a przytem sam wyrabia krosna potrzebne do pracy, ba, nawet sam przyrządza sobie barwy.
Muzeum pohuckie hrabiego Starzyńskiego w Kołomyi dostarcza aż nadto dowodów żywotności przemysłu domowego w tych stronach. Szkoła garncarska uwzględnia ją szczególnie ornamentykę wyrabia piece kaflowe celujące delikatnością wzorów i precyzją wykonania. Te piękne wyroby można nabyć w składzie „Spółki huculskiej” w Kołomyi.
Spółka sprzedaje również kilimy, zapaski, ręczniki, płótna, wyroby garncarskie, drzewne itd. Szczególną sławę posiadają wyroby snycerskie hucuła Skryblaka z Jaworowa opłacane po bardzo wysokiej cenie.”
Z dbałością o lokalną odrębność
Autorzy obok fotografii miejsc godnych odwiedzenia zamieścili również fotografie mieszkańców tej części Galicji w strojach regionalnych. Sporo miejsca poświęcili opisom miejscowego przemysłu i wytwórczości ludowej, polecając zakup modnych wyrobów wiklinowych bezpośrednio u wytwórcy, m.in w Kniaźdworze czy Sopowie. Szczególnie stolików ogrodowych, pod kwiaty, mebli dla dzieci itd.
Staranność wykonania, zamieszczonych opisów do dzisiejszego dnia może być wzorem pisania współczesnych informatorów turystycznych. Niewątpliwie połączenie informacji czysto kolejowych z handlowymi, turystycznymi, gastronomicznymi itd. było świetną promocją regionu godnego odwiedzenia nie tylko przejazdem, ale i na dłuższe pobyty.
Oczywiście do wielu miejsc można było się dostać tylko pociągami CK kolei, która nie tylko gwarantowała opiekę nad pasażerem podczas podróży, ale i często, po uprzednim zamówieniu, noclegi, wyszynk i liczne atrakcje. W skrócie można powiedzieć, że ówczesne CK koleje wraz z całą otoczką (bufety dworcowe, hotele, informatory) były dobrze współpracującym i zazębiającym się mechanizmem do zarabiania pieniędzy na bogatych turystach.
Pod koniec XIX w. szeroko rozumiana turystyka dopiero raczkowała, a wspomniany poradnik jest pewnym przykładem, że mimo ciągłych eksperymentów, niemal od początku powstała równolegle tzw. turystyka kwalifikowana – kolejowa. Szkoda, że w Polsce myśli się o panoramicznych glacier-wagonach, a zapuszczono taką formę reklamy nie tylko regionu, ale i usług kolejowych. Być może któryś ze współczesnych organizatorów kwalifikowanej turystyki kolejowej sięgnie po wzorce sprzed ponad 100 lat i stworzy coś podobnego, aby turysta glacier-wagonu nie tylko wsłuchiwał się w głos lektorki, ale i miał większą wiedzę o regionie, przez który przejeżdża.
Podanie adresu e-mail oraz wciśnięcie ‘OK’ jest równoznaczne z wyrażeniem
zgody na:
przesyłanie przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z siedzibą w
Warszawie, adres: Sielecka 35, 00-738 Warszawa na podany adres e-mail newsletterów
zawierających informacje branżowe, marketingowe oraz handlowe.
przesyłanie przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z siedzibą w
Warszawie, adres: Sielecka 35, 00-738 Warszawa (dalej: TOR), na podany adres e-mail informacji
handlowych pochodzących od innych niż TOR podmiotów.
Podanie adresu email oraz wyrażenie zgody jest całkowicie dobrowolne. Podającemu przysługuje prawo do wglądu
w swoje dane osobowe przetwarzane przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z
siedzibą w Warszawie, adres: Sielecka 35, 00-738 Warszawa oraz ich poprawiania.