Ma rację prezydent Radomia, zwracając uwagę, że narzucanie przez samorząd wojewódzki pomysłu budowy linii tramwajowej w Radomiu może nie iść w parze z możliwościami finansowymi miasta. Ale tego pomysłu nie można potępiać w czambuł.
Radom to miasto liczące ponad 200 tys. mieszkańców – w Polsce mniejsze ośrodki, takie jak Gorzów, Grudziądz czy Elbląg posiadają sieć tramwajową. Warto przypomnieć, że niedawno mieszkańcy Gorzowa sprzeciwili się pomysłowi prezydenta miasta, by zlikwidować jedną z linii tramwajowych. Można to traktować jak symboliczny sygnał, iż Polacy na dobre zaczynają rozumieć, jakie korzyści niesie komunikacja szynowa. Koszty budowy tramwaju w Radomiu będą oczywiście bardzo wysokie (szacunki mówią o 350 mln zł), ale i zyski będą niemałe.
Popatrzmy pokrótce na dwa skrajne przykłady oferty transportu zbiorowego w obrębie polskich aglomeracji. Z jednej strony mamy Trójmiasto, gdzie ponad 30 km torów wydzielonych pod SKM pozwala pełnić temu przewoźnikowi rolę „kręgosłupa komunikacyjnego”, a podróżowanie pomiędzy Gdańskiem i Gdynią nie nastręcza żadnych problemów (pomijając kwestię standardu usług SKM i niesatysfakcjonujący wszystkich rozkład). Z drugiej strony mamy np. Wrocław – najbardziej zakorkowane miasto w Polsce, gdzie ofiarami kongestii na drogach są też tramwaje (wiele torowisk w centrum miasta nie jest bowiem odseparowanych od ruchu ulicznego). Przypomnieć należy, że gdy kilka lat po zakończeniu II wojny światowej rozpoczynała się budowa SKM w Trójmieście, nie brakowało sceptyków. Dziś niemało jest natomiast przeciwników budowy Pomorskiej Kolei Metropolitalnej. Ciekawe, czy za 60 lat, gdy aglomeracja trójmiejska będzie pewnie kończyć się za Kościerzyną, ktoś jeszcze oceni PKM jako nikomu niepotrzebną zabawkę poprowadzoną przez środek lasu?
To tylko fragment wypowiedzi. Więcej na stronie Transport-publiczny.pl