Spółka Koleje Śląskie z powodu sytuacji finansowej obcięła prawie 40 proc. połączeń. Na początku problem nie był dotkliwy dla pasażerów, ponieważ uczniowie i studenci mieli wakacje. Jednak obecnie, wraz z rozpoczęciem roku akademickiego pasażerowie ledwo mieszczą się w pociągach. - Są takie dni, że jest dosłownie człowiek na człowieku. W zeszłym roku było o wiele lepiej. Na dodatek oprócz strasznego tłoku trudno zdążyć na zajęcia, bo pociągi spóźniają się przez remonty - informuje "Gazetę Wyborczą" pasażerka z Będzina.
- Wcześniej było ciężko, ale teraz jest tragedia – skarży się „Gazecie Wyborczej” jeden z czytelników. Pasażer podróżuje zwykle na trasie Świętochłowice – Katowice. Wybiera połączenie o 7.30, żeby na 8 zdążyć do pracy. - To chyba najbardziej oblegany poranny pociąg. Nie wiem, dlaczego kolejarze nie puszczą dłuższego składu sześcioczłonowego pociągu, tylko taki krótki. Ciekaw jestem, gdzie wtedy są te długie składy, kiedy jedziemy ściśnięci jak śledzie. Najpierw żeby wsiąść, trzeba się wepchnąć na siłę. Potem jest jazda bez trzymanki. Tłok jest taki, że nie trzeba się niczego trzymać – dodaje mężczyzna.
Według Macieja Zaremby, rzecznika Kolei Śląskich, problem wynika z tego, że spółka na 60 jednostek ma siedem pojazdów sześcioczłonowych.
- Do obsłużenia mamy kilka linii, gdzie pasażerów jest bardzo dużo. Oprócz średnicy, czyli linii Gliwice - Katowice - Częstochowa, są jeszcze trasy Sosnowiec - Katowice - Tychy Lodowisko oraz Katowice - Bielsko-Biała - Zwardoń. Dlatego zabranie pojazdu sześcioczłonowego z jednej linii i przesunięcie go na inną nie rozwiąże problemu. To tylko przeniesienie kłopotu w inne miejsce, bo wtedy problem z wolnym miejscem w pociągu pojawi się gdzie indziej – informuje „Gazetę Wyborczą” Zaremba.
Więcej