Targi TRAKO to nie tylko wystawa wielkich, najnowszych lokomotyw, to nie tylko setki stoisk producentów związanych z branżą kolejową jak świat długi i szeroki. To także wystawa Świat Małej Kolei, na której od lat gościem jest ksiądz Janusz Grygier. Jego niewielkie makiety, rozpoznawalne w całej Europie, wnoszą bardzo potrzebną targom dawkę humoru. Podczas tegorocznej edycji gdańskich targów mieliśmy okazję z nim porozmawiać.
Michał Szymajda, ,,Rynek Kolejowy”: Świat Małej Kolei to oczekiwana tradycja TRAKO. Od kiedy można zobaczyć na targach modele księdza?
Ksiądz Janusz Grygier: Jestem obecny na TRAKO od samego początku, czyli od połowy lat 90. Gdy targi zaczynały się na Beniowskiego w Gdyni, ja już tam byłem. Później byliśmy w Oliwie, a teraz swoje dioramy pokazuję już na Amber Expo. Czasami miałem swoje stoisko, innym razem wystawiam się razem z Sopockim Klubem Modelarzy Kolejowych. Można powiedzieć, że nasze modelarskie ekspozycje przez wiele lat napędzały klientów biznesowi kolejowemu, nigdy nie narzekamy bowiem na brak zainteresowania. Często targi były momentem, w którym modelarze kolejowi pokazywali się po raz pierwszy i dopiero później wystawiali się w innych miejscach kraju. Była to więc pewnego rodzaju trampolina.
Znakiem szczególnym tego, co ksiądz robi, są niewielkie satyry kolejowe.
Zwiedzający bardzo je lubią i pytają o miejsce, w którym wystawiany jest Świat Małej Kolei. O to, czy się pojawię, zawsze pyta dyrekcja gdańskich targów.
Serię satyr kolejowych zacząłem budować od 2004 roku. Czekając na kolegę, przeglądałem album satyryczny jakiegoś austriackiego rysownika. Tak się tym zafascynowałem, że kiedy przyjechałem do domu, to zacząłem niektóre tematy przenosić na makiety.
Kolej, w porównaniu z tą sprzed 20 lat, chyba daje nieco mniej okazji do śmiechu.
Kolej oczywiście się zmienia, ale wciąż jest mnóstwo sytuacji, które – zwłaszcza w obszarze infrastruktury – wzbudzają nasz uśmiech. Nie chodzi mi tu o wyśmianie. Jest bowiem różnica między wyśmianiem czegoś a ukazaniem pewnych śmiesznych sytuacji. Życie przynosi tego olbrzymią ilość, tylko trzeba to umieć dostrzec.
Dioramy często są obrazem rzeczywistych, kuriozalnych sytuacji na kolei, które sam widzę i fotografuję – albo robią to moi znajomi. Wtedy przenoszę te sytuacje na makietę. Przykład? „Kolejowy Bocian” – gniazdo bocianie na słupie trakcyjnym. To się zdarzyło naprawdę, a model pięknie to oddaje.
Trzeba jednak pamiętać, że na targach pokazujemy też makiety modułowe, większe, dłuższe, pokazujące układy całych stacji czy odcinki linii, po których poruszają się całe pociągi w skali 1:87.
Jak modelarstwo kolejowe zmieniło się na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci?
Modelarstwo i cała branża zrobiły milowy krok. Coraz więcej jest modeli polskiego taboru kolejowego, makiety modułowe od kilku lat święcą triumfy, a żeby je pokazywać, często potrzeba naprawdę pokaźnych hal. Pokazują też kolej bardzo zbliżoną do oryginału, małe pociągi nie jeżdżą już „w kółko”.
Zmiany są ogromne. Kiedy ja zaczynałem swoją przygodę z modelarstwem, przed pięćdziesięciu laty, polskie modele można było policzyć na jednej ręce; produkowane były głównie w Niemczech Wschodnich, a dalej nasze możliwości nabywcze nie sięgały. Obecnie modeli jest znacznie więcej, w każdym większym mieście są znakomite sklepy modelarskie z wyborem modeli i materiałów do makiet. Producenci zauważyli, że jest w Polsce rynek dla tego hobby. Czasami nie dostrzegają jeszcze konkretnych potrzeb i trzeba ich długo namawiać do produkcji modeli konkretnych pojazdów. Jest jednak coraz większy rynek polskich rzeczy w modelarstwie kolejowym, są też nasze rodzime firmy, które produkują nie tylko tabor, jak Robo, lecz także akcesoria, takie jak na przykład oświetlenie.
Pamięta ksiądz, jak się zaczęła przygoda z małą koleją?
Zaprzyjaźniony z moimi rodzicami człowiek pod choinkę kupił mi prostą, jeżdżącą dookoła kolejkę marki Piko, którą rozstawiałem na stole, gdy stół był wolny od innych rzeczy. Później zaczęło się dokupowanie wagonów, różnych przedmiotów, które uatrakcyjniały okolice miniaturowych torów. Nie zawsze to wszystko pasowało do siebie, ale dziecięca wyobraźnia pracuje aktywniej i to nie przeszkadzało. Później bardziej dbało się o szczegóły, liczyła się i liczy odwzorowanie oryginału.
Później były lata szkoły średniej, budowałem jakieś makiety z tego, co mogłem zdobyć. Później zacząłem studia i pewne rzeczy odłożyłem na bok, także modelarstwo. Pasja jednak wróciła.
Pierwszą lokomotywą była BR80, na baterie. Stoi na jednej z dioram, z dwoma węglarkami – jedną pomarańczową, drugą szarą. Doczekała się więc pięknej emerytury.
Zdarzają się chętni na kupno dioram, które ksiądz buduje?
Zdarzają się, chociaż raczej ich nie sprzedaję, bo to dość wyjątkowa kolekcja wystawiennicza i stanowi pewną całość. Czasami jednak są jakieś zamówienia, gdy ktoś chce, aby umieścić na dioramie na przykład jego pojazd, ale moim celem jest zachęcenie zwiedzających, jak tu, na targach TRAKO, do spojrzenia na kolej z przymrużeniem oka.
Śmiech to zdrowie, chociaż zdarzało się, że niektórzy prezesi kolei obrażali się. Nie wszyscy mają poczucie humoru, a przecież takie śmieszne dioramy można też wykorzystać do promocji. Na szczęście są i tacy, którzy przychodzą i pytają o satyrę na temat ich firm, traktując to jako wyróżnienie. Przeważa podejście z uśmiechem. Na szczęście.
Trudno jest łączyć pracę w parafii i czasochłonne zajecie, jakim bez wątpienia jest modelarstwo?
Jest to czasami trudne, ale jak widać – nie niemożliwe. Jestem proboszczem liczącej około tysiąc osób niewielkiej parafii w Mostówce blisko Wyszkowa. Do tego jestem też katechetą, w wymiarze diecezji mam też inne zajęcia, jestem członkiem Ruchu Światło-Życie. Czasami próbuję pokazać swoim parafianom, czym się zajmuję. Swego czasu co roku w jednej z sal gimnastycznych wystawialiśmy sporą makietę, koledzy przywozili też swoje. Sam dysponuję obecnie 50-metrową makietą złożoną z wielu segmentów. Przez kilka lat w wystawianiu pomagały mi moje parafianki, cztery niezwykle zaangażowane dziewczyny, które złapały bakcyla. To właśnie w Mostówce mam swoją pracownię.
W najbliższym czasie można zobaczyć dioramy w Mostówce. Planów nie mam na nowe satyry, natomiast w ostatnią sobotę i pierwszą niedzielę października można będzie zobaczyć moją makietę dla dzieci.
Nie korci księdza, by w kościele wystawić szopkę z elektryczną kolejką?
Kościół jest na to trochę za mały, ale swego czasu pod świąteczną choinką jeździła już duża kolejka LGB. Podczas mszy niestety trochę za mocno hałasowała.
Dziękuję za rozmowę.