– Nieważne, kto będzie prezesem spółek kolejowych czy ministrem. Dopóki w systemie będzie brakowało pieniędzy, nikt go nie uzdrowi – powiedział w rozmowie z "Tygodnikiem Solidarność" Henryk Grymel, przewodniczący Sekcji Krajowej Kolejarzy.
Kolej jest źle zarządzana. Wiceminister Juliusz Engelhardt wymyślił sobie tzw. usamorządowienie. Postanowił, że właścicielem PKP Intercity będzie minister infrastruktury, a Przewozów Regionalnych – marszałkowie województw. Wtedy zaczęła się tzw. wojna na torach między marszałkami a ministrem. Nie pomyślano o jednym – że Urząd Transportu Kolejowego powinien pełnić rolę regulatora, który poukładałby te klocki. - powiedział Grymel.
Zawsze było tak, że Intercity woziło ludzi między dużymi miastami, na przykład z Warszawy do Katowic. I stamtąd do mniejszych miast (np. do Oświęcimia, Rybnika) rozwoziły ich Przewozy Regionalne. I odwrotnie. Efektem braku koordynacji rozkładów jazdy jest sytuacja, w której pięć minut przed przybywającym pociągiem Intercity złośliwie odjeżdża pociąg Przewozów Regionalnych i odwrotnie. Pasażer, przyjeżdżający do Katowic, musi więc czekać półtorej godziny na następny pociąg. Obie spółki na tym tracą. Jak to zwykle podczas wojny, ofiary są po obu stronach. Stracili na tym i kolejarze, i pasażerowie. A my zawsze mówiliśmy, że najważniejszy jest pasażer. Bo to jest nasz klient, my z niego żyjemy. Dla Solidarności nie jest istotne, czy właścicielem jadącego pociągu jest spółka Intercity czy Przewozy Regionalne. W obu wypadkach jest to transport publiczny - powiedział "Tygodnikowi Solidarność" Grymel.
Więcej