„Gazeta Wyborcza” opisuje mocno kontrowersyjną sytuację, do której miało dojść w pociągu Przewozów Regionalnych na linii Gliwice – Częstochowa. Według relacji pasażerów, konduktor pobił mężczyznę, który chciał zakupić bilet dla swojej żony. Jaka jest prawda i kto tak naprawdę ma rację?
-Kiedy chcieliśmy kupić bilet, zostałem pobity przez konduktora. Od razu uznał nas za cwaniaków. Był wulgarny, krzyczał, że nas udupi – mówi poszkodowany pasażer. Bartosz i Karolina Głąbowie jechali w ubiegłą środę do Katowic, gdzie pracują. Ok. godziny 8 rano wsiedli do pociągu Przewozów Regionalnych i udali się do pierwszego przedziału, aby kupić bilet. Gdy konduktor wreszcie dotarł do Głąbów, postanowił od razu wypisać im karę. Doszło do szamotaniny, w efekcie czego na stacji w Dąbrowie Górniczej interweniowała policja.
Magdalena Tosza, rzecznik prasowy Śląskiego Zakładu Przewozów Regionalnych w Katowicach przedstawia jednak zupełnie inną wersję wydarzeń. Stwierdza, że konduktor działał jedynie w obronie koniecznej, ponieważ pasażer kupujący bilet chciał mu wykręcić rękę. Pasażerowie, którzy byli świadkami całej awantury wydają się jednak nie potwierdzać tej wersji. - Nie wiem, co było przyczyną awantury, ale rzucał [konduktor – przyp.red.] nimi po przedziale - mówi na łamach „Gazety Wyborczej” pan Jakub, który jako pierwszy zobaczył awanturę i postanowił interweniować.
Kolejny świadek zajścia, pani Danuta, również nie potwierdza wersji Przewozów Regionalnych. - Konduktor przyduszał pasażera. Był dwa razy bardziej postawny od niego, nie mówiąc o tej kobiecie. Mogę o tym opowiedzieć, ale anonimowo. Codziennie jeżdżę tą trasą, również wieczorami. Mogę spotkać tego samego konduktora. Boję się.
- Żona miała dość. Dała mu do ręki legitymację oraz bilet miesięczny i chciała wysiąść w Dąbrowie. Zastawił jej drzwi i gdy stanąłem za nią, złapał mnie za szyję, podniósł i rzucił o ziemię. Nawet go nie dotknąłem. Dusiłem się, byłem w szoku. Wepchnął nas do służbówki i zamknął od zewnątrz. Groził, że zapłacimy za zatrzymanie pociągu 500 zł – relacjonuje dalej poszkodowany pasażer.
Magdalena Tosza z PR Katowice odpowiada, że Głąbowie nie złożyli na miejscu oświadczeń policji a na notatce policjantów są tylko zeznania konduktora. Z kolei poszkodowany pasażer zaznacza, że policjanci powiedzieli mu, by złożył zeznania na komisariacie. Tak też zrobił - wykonał obdukcję i udał się na komisariat w Łazach.
Więcej