W pierwszej połowie ubiegłego wieku w wielu miastach w USA doszło do transportowej rewolucji. Ulice miast opanowały samochody, a zniknęły z nich tramwaje. To historia o wielkiej, wieloletniej intrydze, której skutki Amerykanie odczuwają do dziś.
– Po co mi samochód? W Los Angeles mamy najlepszy transport publiczny na świecie – mówi detektyw Eddie Valiant w filmie „Kto wrobił Królika Rogera”. Jest rok 1947, a Valiant jedzie przez miasto na zderzaku „red car”, czyli charakterystycznego czerwonego tramwaju linii Pacific Electric, które w pierwszej połowie dwudziestego wieku były stałym elementem ulic miasta. Tłem filmu jest wielki spisek, którego elementem jest m.in. zniszczenie sieci tramwajowej. Spisek, który wydarzył się naprawdę.
W latach 20. XX w. tylko jeden na dziesięciu Amerykanów miał samochód. Reszta, czyli 90% mieszkańców USA, podróże odbywała przeważnie po torach. Dziś trudno w to uwierzyć, ale tramwaj był symbolem amerykańskich miast. Jeszcze w drugiej połowie XIX w. uznano, że szybki i wygodny transport zapewnia jak najtwardsza i jak najbardziej płaska nawierzchnia, czyli szyny. Początkowo do tramwajów zaprzęgano konie. Postęp spowodował, że uniezależniono się od zwierząt, za to masowo zaczęto korzystać z elektryczności.
Według Bradforda Snella, pisarza i prawnika, który w latach 70. zeznawał przed senacką komisją badającą krach systemu transportu publicznego w USA, w początkach ubiegłego stulecia każde amerykańskie miasto liczące co najmniej 10 tys. mieszkańców miało przynajmniej jedną prywatną firmę tramwajową. Osią ulic w metropoliach był tramwaj. Samochody przemykały bokiem lub po torowisku. W całym kraju było ok. 1,2 tys. linii tramwajowych o łącznej długości ponad 70 tys. km. Branża zatrudniała 300 tys. ludzi i przewoziła 15 mld pasażerów rocznie.
Warto mieć w pamięci te liczby, by zdać sobie sprawę z potęgi operacji, na pomysł której wpadł na początku lat 20. prezes General Motors, Alfred P. Sloan.
– Sloan wyszedł z prostego założenia, że to dla niego idealna sytuacja. 90% rynku nadaje się do podbicia – tłumaczył Snell w nakręconym w 1996 r. filmie dokumentalnym „Taken for a Ride”, opisującym zmiany w publicznym transporcie w USA na przestrzeni XX w. – Tylko trzeba pasażerów transportu szynowego przesadzić do kołowego, a przestrzeń zajmowaną przez tramwaje przeznaczyć na drogi. Jeśli to się nie uda, sprzedaż General Motors nie wzrośnie, bo firma doszła do ściany. Jeśli się uda, perspektywy są nieograniczone – wyjaśniał.
To tylko fragment artykułu. Więcej na stronie Transport-publiczny.pl