Podwykonawcy firmy Astaldi na linii lubelskiej domagają się już płatności na kwotę 106 mln zł. – Trzeba jasno powiedzieć: firmy, które mają słuszne roszczenia, mogą być spokojne. Będą one realizowane, mamy zabezpieczone pieniądze – deklaruje Andrzej Bittel, wiceminister infrastruktury. Jak dodają przedstawiciele PKP PLK, rosnąca wysokość roszczeń wynika z tego, że podwykonawcy byli zwodzeni przez Astaldi i liczyli, że włoska firma coś im jednak zapłaci w ramach wciąż niewypowiedzianych umów podwykonawczych.
Podwykonawcy Astaldi z kontraktów kolejowych
blokują dzisiaj rondo w Żyrzynie na drodze krajowej nr 17 między Warszawą a Lublinem. Według przedstawicieli tych firm PKP PLK
nie dotrzymują terminów na weryfikację oraz wypłatę należności. – Skąd się wziął ten protest? Nie wiem. Trzeba jasno powiedzieć: firmy, które mają słuszne roszczenia, mogą być spokojne. Będą one realizowane, mamy zabezpieczone pieniądze. Należy tylko dokumentować swoje zaangażowanie w prace – komentuje Andrzej Bittel, wiceminister infrastruktury.
Roszczenia rosną lawinowoJak przypominają przedstawiciele Ministerstwa, od początku października
odbywają się spotkania z podwykonawcami. – Zostały ustalone zasady w zakresie tego, jak wykonawcy mają dokumentować swoje zaangażowanie w realizacji kontraktów firmy Astaldi. Wola realizowania niezapłaconych przez Astaldi zobowiązań została potwierdzona przez PKP PLK na spotkaniu 15 października. Kolejne spotkanie odbędzie się za dwa tygodnie – wskazuje Bittel.
W tej chwili podwykonawcy na linii lubelskiej domagają się już 106 mln zł. – Do dzisiaj, w ramach rosnących roszczeń, wypłacono 25 mln zł. Kolejne kilka mln zostanie wypłaconych do końca dnia. Życzyłbym sobie, by tak szybkie działania były podejmowane zawsze – PKP PLK działa niezwykle sprawnie – zapewnia Andrzej Bittel.
Astaldi wszystkich zwodziłoZarządca infrastruktury lawinowo rosnące roszczenia wyjaśnia postępowaniem Astaldi. – Firma do tej pory nie wypowiedziała umów podwykonawczych. Te firmy łudziły się cały czas, że Astaldi wróci i będzie rozliczała te należności. 3 października ustaliliśmy jakie dokumenty są przez nas wymagane, byśmy mogli te pieniądze szybko i bezpiecznie wypłacać, ale w tej procedurze niezbędny jest danie czasu firmie Astaldi na odniesienie się do składanych dokumentów. Ten wykonawca, pomimo deklaracji, nie udziela nam odpowiedzi i ostatnio nawet nie potwierdza odbierania od nas korespondencji – wskazuje Arnold Bresch, członek zarządu PKP PLK.
Problem z płatnościami rozpoczął się jednak nie w październiku, tylko ma już kilka miesięcy – włoska firma od czerwca nie wystawiała bowiem rachunków. – Astaldi uniemożliwiało nam bezpośrednie regulowanie płatności, gdyż nie wystawiało faktur. Mając doświadczenie z ostatniego miesiąca, sądzimy, że nie chcieli nam dać pretekstu do rozwiązania umowy. Ofiarą tego byli podwykonawcy – stwierdza Bresch. – Firma zwodziła nas i podwykonawców. Deklarowali, że w lipcu, potem w sierpniu, a następnie we wrześniu spółka
zostanie dokapitalizowana. Zasłaniali się procedurą zmiany pakietu akcji. Po trzech miesiącach okazało się, że to była gra w zupełnie innym celu – wskazuje Arnold Bresch.
Teraz sprawa najpewniej swój finał znajdzie w sądzie. – Z reguły, jak się tak kończą umowy, to jest spór o to, kto skutecznie je wypowiedział. Stoimy na stanowisku, że dokument, który został wysłany przez Astaldi pod koniec września,
nie miał mocy sprawczej, bo nie odnosił się do klauzul przewidzianych w umowie, tylko ogólnie do sytuacji na rynku – wskazuje członek zarządu PKP PLK. Jak przypomina, od początku pojawiały się wątpliwości co do wyceny oferty włoskiej firmy. – Astaldi wygrało na rażąco niskich stawkach. Pytaliśmy ich o to, a oni zapewniali, że są w stanie realizować te kontrakty – mówi Bresch.
PKP PLK pełne empatii Sytuacji nie ułatwia brak działań ze strony konsorcjanta Astaldi – Przedsiębiorstwa Budowy Dróg i Mostów z Mińska Mazowieckiego. – To ważny wątek. PBDiM, jako konsorcjant, ponosi taką samą odpowiedzialność. Firma ta była zobowiązywana do potwierdzania jakości robót i materiałów, które są przywożone przez wykonawców. Teraz wykonujemy żmudną pracę potwierdzania, że materiał był związany z tą umową, został przywieziony i ma odpowiednie parametry. Nie możemy zapłacić za coś, co nie spełnia wymagań. PBDiM powinno wystawiać dokumenty, a tego nie robi – mówi Arnold Bresch.
Jak dodaje, pomimo problemów ze strony konsorcjantów, PLK realizują wypłaty, gdyż są „pełni empatii” względem poszkodowanych firm. Bresch wskazuje, że na drodze krajowej protestują jedynie trzy firmy z długiej listy podwykonawców podpisanych pod wysłanym niedawno piśmie z zapowiedzią blokad. –To nie są firmy, względem których mamy opóźnienie na bazie harmonogramu, który ustalaliśmy – przekonuje Arnold Bresch.