– Transport publiczny jest powolny, brudny, jest w nim gorąco i w dodatku jest drogi – wylicza 21–letnia studentka Yasmin Thanya. Rio de Janeiro ponownie zmaga się z protestami wobec podwyżek cen biletów, podobnymi do tych z połowy ubiegłego roku. Miasto chce je podnieść, choć według wielu mieszkańców komunikacja działa fatalnie.
W czerwcu w Brazylii rozpoczną się mistrzostwa świata w piłce nożnej, a Rio de Janeiro jest jednym z głównych miast–gospodarzy. Na zmodernizowanej Maracanie odbędzie się siedem meczów, w tym finał. Za dwa lata miasto będzie gościło letnie igrzyska olimpijskie. Tymczasem najlepiej słyszalne informacje jakie płyną w świat przed pierwszą z tych imprez mówią o tym, że rozkochani w futbolu Brazylijczycy… nie chcą mundialu. – Mistrzostwa Świata tylko pogłębiają nierówności – tłumaczy Thanya.
Płać i płacz
Wielka impreza miała uruchomić inwestycje, które poprawią komfort życia mieszkańców. Przede wszystkim jeśli chodzi o transport, zarówno między miastami, jak i w samych metropoliach, takich jak Rio i Sao Paulo. Tymczasem ćwierć z tych zapowiadanych nie zostanie zrealizowana na czas. Brazylijczycy nie tylko nie widzą zapowiadanej poprawy, ale też mając świadomość, że miliardy reali są wydawane na infrastrukturę sportową, burzą się, gdy słyszą o podwyżkach cen biletów.
W czerwcu propozycje podniesienia cen biletów autobusowych z 2,75 reala do 3 reali (ok. 1,25 dol.) spowodowały, że na ulice 80 miast Brazylii wyszło ok. milion osób. W Rio i Sao Paulo doszło do zamieszek. Władze postanowiły przesunąć podwyżki w czasie, ale teraz do nich wracają. A ludzie znów protestują.
Przed tygodniem grupa kilkuset osób wtargnęła na teren Centro do Brasil, czyli głównego, kolejowo–autobusowego węzła przesiadkowego Rio de Janeiro. Zdemolowali automaty biletowe i wejściowe bramki, zachęcając tysiące pasażerów, do wejścia bez biletów. Doszło do małej bitwy z policją, która przeniosła się na ulicę.
– Całkowicie popieram te protesty – twierdzi 43–letni Fabiana Argon, która pracując w służbie zdrowia zarabia ok. tysiąca reali miesięcznie i jedną trzecią tej sumy wydaje na dojazdy. – Opóźnienia, brud w pociągu i zatłoczone wagony bez klimatyzacji. Sytuacja w tym momencie jest absurdalna – tłumaczy.
Ćwierć dnia w autobusie
Jonathan Watts, korespondent „Guardiana” i „Observera” z Rio de Janeiro opisuje historię Pauli Elaine Cardoso, która codziennie dojeżdża z przedmieść Rio do pracy w dzielnicy Copacabana. Z domu wychodzi o 5 rano, po 40–minutowym spacerze wsiada w autobus, w którym spędza prawie dwie godziny w 30–stopniowym upale. Oczywiście jeśli korki są umiarkowane, a na trasie nie zdarzy się wypadek. Potem czeka ją jeszcze podróż równie zatłoczonym metrem. Do pracy dojeżdża przed 9. Ta sama, 35–kilometrowa podróż czeka ją wieczorem. W komunikacji miejskiej spędza prawie ćwierć doby i kosztuje ją to znaczną część pensji.
– Pensja minimalna jest niska 724 reale miesięcznie – red.] a koszty życia wysokie. To oznacza, że droższe bilety oznaczają po prostu mniej jedzenia na stole – mówi Cardoso.
To tylko fragment artykułu. Więcej na stronie Transport-publiczny.pl