Polska odmroziła już praktycznie całą gospodarkę – oprócz limitów osób w transporcie zbiorowym. Przewoźnicy kolejowi apelują do rządu o ich zniesienie, bo nie są w stanie przewieźć pasażerów do szkoły i pracy. Jak podkreślają w krajach, w których nie ma limitu miejsc nie stwierdzono ognisk rozprzestrzeniania się COVID-19 w autobusach czy pociągach.
Związek Samorządowych Przewoźników Kolejowych zwrócił się do rządu z prośbą o rozważenie możliwości całkowitego zniesienia
wprowadzonych w marcu i
złagodzonych w maju ograniczeń dotyczących liczby pasażerów korzystających ze środków publicznego transportu zbiorowego - przy jednoczesnym zachowaniu obowiązku zakrywania ust i nosa oraz minimalnej odległości między sobą.
- Podjęte w ostatnich miesiącach przez Rząd Polski decyzje dotyczące zniesienia większości obostrzeń oraz uruchomienia niemal wszystkich sektorów gospodarki (w tym od września placówek szkolno-dydaktycznych) sprawiło, że do pociągów i autobusów wrócili pasażerowie, którzy w trakcie największych restrykcji nie korzystali z transportu publicznego. Powrót do aktywności kolejnych grup zawodowych zwiększył zapotrzebowanie na usługi transportowe, ponieważ coraz więcej podróżnych chce dojechać do pracy, szkoły, przychodni, instytucji publicznych, czy na zakupy – wskazują przewoźnicy.
Nie da się przewieźć wszystkich chętnychPrzewoźnicy kolejowi zwracają uwagę, że przy zachowaniu obowiązującego reżimu i zwiększaniu się liczby podróżnych nie mogą zaspokoić potrzeb transportowych, bo nikt nie posiada tak dużych rezerw taborowych. - Podobne ograniczenia powstają przy próbie zwiększenia liczby połączeń w niektórych relacjach - przepustowość niektórych linii jest już wykorzystywana maksymalnie, a dodatkowo nie ma możliwości radykalnego zwiększenia liczby maszynistów i kierowników pociągu do obsługi dodatkowych połączeń – piszą przewoźnicy.
Stąd przy obecnie obowiązujących przepisach przewoźnicy mają problem z zapewnieniem podróżnym odpowiedniej liczby miejsc (stojących i siedzących). Dodatkowo drużyna pociągowa nie ma skutecznych środków, by wyegzekwować od pasażerów przestrzeganie wprowadzonych ograniczeń o czym pisaliśmy w tym miejscu. - Poza tym zadaniem kierujących jest przede wszystkim bezpieczne i punktualne realizowanie kursów, a nie liczenie, pilnowanie i egzekwowanie dopuszczalnej liczby pasażerów w pojeździe – wskazuje ZNPK.
Przewoźnicy kolejowi podkreślają, że robią co mogą, by zapewnić pasażerom podróż w bezpiecznych i higienicznych warunkach. - Wzrost zainteresowania środkami komunikacji publicznej jest szansą dla przedsiębiorców kolejowych na niwelowanie strat poniesionych w okresie największych obostrzeń – wskazuje jednocześnie ZNPK.
Transport jest bezpieczny - dowodzą badaniaPrzewoźnicy samorządowi podkreślają, że w państwach o bardzo rozbudowanych systemach transportowych w aglomeracjach, a jednocześnie bardzo dotkniętych przez pandemię koronawirusa - takich jak Francja czy Niemcy - nie odnotowywano ani niebezpiecznych ognisk, ani wysokiego wskaźnika zakażeń w środkach komunikacji zbiorowej (
potwierdzają to badania naukowe, o których pisaliśmy w tym miejscu). Warto dodać, że również
przedstawiciele rządu przyznają że w Polsce nie odnotowano ognisk choroby w transporcie publicznym.
- Mając powyższe na uwadze, Związek Samorządowych Przewoźników Kolejowych wnosi o całkowite zniesienie limitów osób mogących korzystać jednocześnie ze środków transportu publicznego. Wydaje się, że wprowadzony przez Rząd obowiązek ścisłego przestrzeganie zasad sanitarnych w miejscach gromadzenia się ludzi, tj. stosowanie środków ochrony osobistej (maseczek, rękawiczek) i zachowanie minimalnego dystansu oraz konieczność przeprowadzania w przestrzeni publicznej okresowych dezynfekcji stanowią ważną podstawę do zniesienia limitów pasażerów w środkach transportu zbiorowego – podsumowuje Związek Samorządowych Przewoźników Kolejowych.
Eksperci transportowi są zgodni, że w obecnej sytuacji nielogiczne jest utrzymywanie limitów w transporcie. - W żadnym kraju dotkniętym pandemią gdzie transport publiczny ma istotne znaczenie, nie ma danych świadczących o tym, by właśnie na pokładzie autobusów, tramwajów czy pociągów dochodziło do zakażeń - rzecz jasna pod warunkiem dbałości o przestrzeganie zasad ochrony przed zarażeniem w postaci chociażby obowiązkowych maseczek, z czym niestety mamy w naszym kraju problem – komentuje Adrian Furgalski, prezes Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
- W tym kontekście z wyjątkowym smutkiem przyjmowałem słowa i byłego już ministra zdrowia i obecnego ministra edukacji zniechęcających do komunikacji miejskiej. Padały one w sytuacji, gdy przewoźnicy, samorządy, organizacje społeczne czy samo Ministerstwo Infrastruktury przekonywały, że podróże są bezpieczne i powrót do transportu publicznego niczym nam nie grozi – wskazuje ekspert. Jego zdaniem postulat przewoźników jest jak najbardziej słuszny, ale równocześnie konieczna jest ostrzejsza egzekucja zasad podróżowania środkami transportu publicznego.