Przedsiębiorstwo "Tabor Szynowy" niedawno zostało przejęte przez Grupę Leo Maks z Józefowa pod Kaliszem, zajmującą się produkcja i dystrybucją wody mineralnej i soków. Podczas wczorajszej akcji protestacyjnej w siedzibie Taboru Szynowego w Opolu pracownicy domagali się wypłaty zaległych wynagrodzeń oraz spotkania z nowymi władzami spółki.
Pod koniec stycznia Grupa Leo Maks przejęła większościowy pakiet akcji upadającego TS Opole. Pracownicy o transakcji dowiedzieli się w czwartek na spotkaniu z nowymi władzami. Na wspomnianym spotkaniu nowy prezes Tadeusz Młynarczyk i dyrektor zarządzający Zenon Sroczyński zapewniali, że właściciel ma pieniądze na kontynuowanie działalności, spłatę zadłużenia i chce cały czas produkować wagony. Prokuratura ma wątpliwości, czy nie doszło do oszustwa. Więcej na ten temat tutaj.
- Nie wierzymy w obietnice - mówili tuż po spotkaniu z nowym szefostwem spółki rozczarowani pracownicy, którzy zamiast otrzymać zaległe wypłaty, kolejny raz usłyszeli, że pieniądze niebawem wpłyną na ich konta. - Ten zakład nie upadnie. Gwarantuję to wam - mówił do zebranych nowy dyrektor zakładu Zenon Sroczyński. Większość nie wierzyła w jego słowa. - Nie mamy na jedzenie, odcięto nam prąd, gaz. Nie mamy z czego żyć - denerwowali się pracownicy. - To jakiś przekręt - kwitowali po wyjściu ze spotkania.
Uważają, że Grupa Leo-Maks tylko przedłuży agonię zakładu, a produkcja nie zostanie wznowiona. W piątek kończy się urlop płatny dla załogi, wtedy też zarząd ma zdecydować, czy od poniedziałku pracownicy wracają do pracy. - Cały czas mówimy o zaległych pensjach. A przecież zaraz jest dziesiąty. Czy otrzymamy wypłatę w terminie? - pytała jedna z kobiet. Na to pytanie Sroczyński nie odpowiedział, wcześniej stwierdzając, że on w taborze nie zarabia ani złotówki, jest zatrudniony na najniższej krajowej w Leo-Maks.
Więcej