Dwóch dyżurnych ruchu kolejowego ze stacji Koszalin i Nosówko usłyszało zarzuty sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy - poinformował TVN24. 19 sierpnia dwa pociągi znalazły się na jednym torze; zatrzymały się niecałe 400 metrów od siebie.
19 sierpnia, po godz. 11 na linii jednotorowej Koszalin - Białogard koło przystanku Niekłonice
w odległości ok. 400 m od siebie zatrzymały się dwa pociągi dalekobieżne: jadący z Koszalina do Szczecina pociąg relacji Olsztyn Główny – Szczecin Główny i pociąg od strony Białogardu ze Szczecina do Olsztyna. Na szczęście nikomu nic się nie stało.
- Wstępnie ustalono, że zachowanie maszynistów było prawidłowe. Analizowane jest postępowanie pracowników odpowiedzialnych za ruch pociągów od strony Białogardu i Koszalina. Pracownicy pełniący czynności związane z prowadzeniem ruchu pomiędzy Białogardem a Koszalinem mieli niezbędne kwalifikacje i byli przygotowani do zgodnego z procedurami prowadzenia pociągów -
informował następnego dnia rzecznik PKP PLK.
Jak podaje TVN24, sprawę bada prokuratura, a dwóch dyżurnych ruchu kolejowego ze stacji Koszalin i Nosówko usłyszało zarzuty sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy. Obaj nie przyznali się do winy.
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie Ryszard Gąsiorowski poinformował, że jeden z dyżurnych "przyznał jednocześnie, że pociąg, który znajdował się na jego stacji, rzeczywiście został przez niego wpuszczony na ten tor, ale podał także, że w tym dniu dostał informacje, że uległy uszkodzeniu urządzenia automatyki kolejowej, które służą do przekazywania informacji właśnie o nadjeżdżających pociągach".
Gąsiorowski powiedział także, że z informacji dyżurnego wynika, iż "wprowadził on procedury związane z łącznością radiową w takich sytuacjach". - Nie wszystkie połączenia udało mu się jednak odbierać, w szczególności te połączenia idące od kolegi ze stacji Koszalin, w związku z tym ten pociąg skierował do dalszej jazdy, nie widząc, że z drugiej strony nadjeżdża inny skład - kontynuował Gąsiorowski.
Prokuratura zdecydowała się zwolnić po przesłuchaniu obu dyżurnych, ale zastosowano wobec nich dozór policji i zawieszenie obu w czynnościach dyżurnego ruchu kolejowego do czasu wyjaśnienia sprawy. Zdaniem prokuratury niebezpieczeństwo katastrofy było realne. - Narażonych na nie było prawie 500 osób, bo tylu było pasażerów w obu pociągach, a katastrofy udało się uniknąć dzięki wzorowemu pełnieniu służby przez maszynistów, którzy prowadzili oba składy -
mówił cytowany przez TVN24.