W gospodarce daje się zaobserwować postępowanie dwóch procesów – konsolidację i wzrost wielofunkcyjności podmiotów prowadzących działalność gospodarczą. Z rozmów (zwykle nieoficjalnych) z właścicielami firm, prezesami czy członkami zarządów spółek oraz osobami kierującymi zakładami należącymi do większych jednostek wynika, że dzięki takim działaniom można przetrwać zwłaszcza ciężkie czasy kryzysu. Dlatego wielce zastanawiające jest, że odwrotne procesy wręcz postępują w Grupie PKP oraz spółkach powstałych po podziale tego przedsiębiorstwa.
Praktycy
Postępuje konsolidacja – jedne przedsiębiorstwa są przejmowane przez inne, czasem kilka spółek zaczyna działać wspólnie, co można zaobserwować w autobusowej komunikacji zbiorowej. Ma to na celu większe możliwości działania, a tym samym większą szansę na sukces bądź tylko przetrwanie na coraz trudniejszym rynku. Liczy się efekt skali, co pozwala także obniżyć koszty działania. To proces globalny i obserwowany praktycznie w każdej branży.
Lubelscy przedsiębiorcy wynajdują oryginalne recepty na kryzys. Jedną z nich jest rozszerzanie działalności na branże bardziej czy mniej pokrewne. Może skrajnym, ale bardzo wymownym przykładem jest pewien właściciel agencji reklamowej. Mając kontakty z licznymi przedsiębiorcami w pakiecie z usługami promocyjnymi oferuje możliwość... przygotowania dokumentacji z zakresu ochrony zdrowia czy możliwość przeprowadzenia szkoleń bądź świadczenia usług w zakresie BHP. Oczywiście nie za darmo, ale przy transakcji wiązanej po bardzo korzystnych cenach. Jak twierdzi to poszerzenie zakresu usług pozwala mu to na utrzymanie siebie i kilkuosobowej załogi. Inny prowadzący działalność w zakresie szeroko pojętej produkcji przemysłowej, kupując przed kilku laty działkę z halą produkcyjną dostał w pakiecie... kilkudziesięciometrowy komin. Na początku był bardzo niezadowolony z tego „prezentu”. Ale teraz, gdy podstawowa działalność generuje straty, ta górująca nad okolicą budowla, uzbrojona w stacje bazowe telefonii komórkowej oraz nadajniki internetu radiowego, pozwala na przetrwanie.
Inne, ciekawe przykłady dotyczą już przedsiębiorców infrastrukturalnych. KZA Lublin obok podstawowej działalności rozpoczął produkcję przemysłową (więcej w wakacyjnym numerze miesięcznika „Rynek Kolejowy”). Gdy pojawiło się coraz więcej zamówień publicznych w formule „Projektuj i buduj” pewna spółka zajmująca się budową drogi przeszkoliła swoich pracowników i sama wykonuje dokumentacje. Często jest tak, że w momencie rozstrzygania przetargu ma gotową już dokumentacje projektową niewielkiej inwestycji. Gdy oferta tegoż przedsiębiorcy nie wygrała to zwykle firma zarabia na przygotowanej wcześniej dokumentacji technicznej - zwycięzca procedury przetargowej jest zainteresowany szybkim jej pozyskaniem i dlatego decyduje się na współpracę z wcześniejszym konkurentem.
Dogmatycy
Generalnie formuła gdy na jednej działalności tracę to zarabiam na innym jest dość powszechna. Chyba jednak nie jest ona oczywista dla wszystkich. Tutaj przypomina mi się rozmowa wtedy z prawie absolwentem (kilka miesięcy przed obroną pracy magisterskiej) ekonomii, który kształcił się „na menadżera”. Podczas spotkania zeszło nam na rozmowę o pewnej firmie, której podstawową działalnością był handel. On przynosił straty. Jednak posiadając sporo gruntów i budynków, przedsiębiorca miał dochód z wynajmu i dzięki temu przynosiła zysk. Kolega ekonomista przekonywał, że powinna skupić się na podstawowej działalności i doprowadzić do tego, aby z niej czerpać zysk. Natomiast wszelkie inne poboczne działalności, choćby i przynosiły dochody, należały się pozbywać, bo „odwracają uwagę” od podstawowej działalności. Zastanawiające jest, jaki efekt przyniosłaby ta recepta tego świeżo wykształconego na uczelni teoretyka...
Jedną z podstawowych recept restrukturyzacyjnych dla firm jest zlecanie usług na zewnątrz, zapewne aby „nie odwracały uwagi od podstawowej działalności”. W wielu przypadkach jest to rozsądne rozwiązanie – w firmie zatrudniającej 30 osób niekoniecznie na etacie musi prawnik czy specjalista BHP. Jednak jak twierdzi jeden z dyrektorów zarządzających średnim zakładem nijak nie opłaciło się „przekazać” zakładowej służby ochrony firmie zewnętrznej. Liczono to na różne sposoby i zawsze wychodziło taniej mieć własnego pracownika niż obcego na terenie firmy. A własny pracownik to przecież duża dodatkowa wartość dla firmy – chociażby dlatego, że w razie konieczności można go skierować do innej pracy. Nie bez znaczenia jest również identyfikacja pracownika z własną firmą. Takiej wartości nie daje człowiek z „outsorcingu”.
PKP dogmatyków czy praktyków?
Jak wcześniej wspomniałem można obserwować postępowanie konsolidacji i wzrostu wielofunkcyjności podmiotów przedsiębiorców. Nie dotyczy to jednak PKP i spółek powstałych po ich podziale. Doskonałym przykładem są tutaj Przewozy Regionalne, gdzie postępują procesy odwrotne od omówionych. Planowany jest dalszy podział i specjalizacja, o czym najlepiej świadczą zapowiedzi podziału samorządowego przewoźnika oraz ograniczenie działalności w zakresie uruchamiania pociągów dalekobieżnych.
Na rozparcelowanie PKP na ileśtam spółek narzekają ich pracownicy (im dalej od biur Zarządów Spółek tym bardziej), pasażerowie pociągów, którym coraz bardziej ogranicza się możliwość swobodnej i w miarę taniej podróży pociągami czy podmioty, które chcą lub muszą współpracować z „koleją” (np. samorządy). Że o długich procedurach uzgodnień czegokolwiek na infrastrukturze kolejowej już nie wspomnę. Mimo to „PKP i okolice” chyba jednak „muszą” iść swoją drogą - drogą podziału i specjalizacji, gdzie nawet linie kolejowe i najbliższe ich otoczenie są zarządzane przez wiele podmiotów. Nie zmienia się to mimo rosnących długów wielu kolejowych, wydzielonych z dawnego PKP spółek. Ciekawe z czyjej woli – dogmatyków czy praktyków?