Tylko na cztery miesiące kursów wystarczyła ministerialna dotacja do pociągów RegioEkspres z Poznania do Frankfurtu. To nie pierwszy przypadek połączenia, które znika z rozkładów, zanim na dobre zdąży zaistnieć w umysłach ludzi. Czy kolejowy rozkład jest więc przemyślanym planem, czy raczej dziełem przypadku?
ak przyciągnąć pasażera na kolej – to pytanie padające z ust kadry transportowej niemal bez ustanku. W okresie wciąż znacznego odpływu podróżnych, wiecznie niestabilnej sytuacji finansowej przewoźników i skomplikowanych układów właścicielsko-organizatorskich trwają intensywne burze o przyszły kształt kolei, który pozwoli jej skutecznie konkurować o klienta.
Wśród atutów, które mogą stać się podstawą sukcesu, często wymienia się stabilność i przewidywalność. Transport szynowy – nie licząc naprawdę ekstremalnych przypadków albo naprawdę dużych zaniedbań – jest w stanie zagwarantować względnie stały poziom obsługi niezależnie od warunków atmosferycznych i pory roku. Kolej nie odczuwa też nadmiernego obciążenia infrastruktury w piątki i niedziele albo w pierwszy dzień wakacji.
Polska kolej nie daje jednak pasażerowi stabilności oferty.
Ruchy organizatorów często należałoby opisać jako szamotaninę. W grudniu 2012 Koleje Śląskie wznawiają ruch na Magistrali Węglowej do Kłobucka – przetrwa on pół roku. Tylko nieco dłużej kursowały pociągi na linii do Wielbarka w województwie warmińsko-mazurskim (to głośny i szeroko opisywany przypadek, bo linia wyremontowana została ze środków prywatnych). W 2012 wznowiono kursy na linii z Tomaszowa Mazowieckiego do Opoczna, w marcu zmniejszono ich liczbę z pięciu do czterech, a pod koniec roku – do dwóch (!), by po kolejnych dwóch miesiącach znów powiększyć ją trzykrotnie.
Więcej na portalu Transport-publiczny.pl