W ubiegłym miesiącu prawie połowa niemieckich pociągów dalekobieżnych była opóźniona. Czy to lepiej niż w Polsce? Dowiemy się tego najwcześniej za... trzy miesiące, bo nasze koleje najczęściej nie chcą informować o swojej punktualności.
Opóźnienia na niemieckiej kolei od dłuższego już czasu
nie schodzą z nagłówków tutejszych gazet. Nowe statystyki potwierdzają ten niechlubny trend i najgorszy od ośmiu lat wynik. Jak ogłosił przewoźnik państwowy Deutsche Bahn, w minionym miesiącu zaledwie co drugi pociąg dalekobieżny dotarł do celu o czasie. Deutsche Bahn wini za ten stan dużą liczbę remontów. 75% dalekobieżnych składów mija na trasie minimum jedno miejsce prac i musi zwalniać.
DB chciały w tym roku osiągnąć 70% punktualności dla przewozów dalekobieżnych. Po 10 miesiącach statystki wykazywały zaledwie 66%, fatalny listopad tylko je pogorszy. W przypadku przewozów regionalnych do września punktualnych było w skali roku ponad 90% pociągów. Jednak w październiku i ich punktualność spadła, a listopad osiągnął historyczny niż - 85,5%.
Jak jest w Polsce? Mimo, że przewoźnicy i zarządca infrastruktury mają dostęp do statystyk na bieżąco, są one podawane z ogromnym opóźnieniem - raz na kwartał, i do tego ponad 5 tygodniu po jego zakończeniu. Na razie wiemy więc,
jaka punktualność była w okresie lipiec-wrzesień. Wyniki z listopada (a nawet z października) poznamy dopiero... w lutym. Już teraz wiemy jednak, że pierwszy, niezbyt mocny atak zimy
spowodował w Polsce ogromne utrudnienia.
Chlubnym wyjątkiem jest tu Łódzka Kolej Aglomeracyjna, która udostępnia dane o swojej punktualności bez oporów.