W połowie miesiąca zainaugurowana ma zostać obsługa trasy z Łap do Ostrołęki. Pociągi Polregio będą kursować w bezpośredniej relacji z Białegostoku. Oferta będzie jednak bardzo skromna, bo samorząd zaplanował tylko dwie pary kursów w ciągu doby. Eksperci nie pozostawiają na takich działaniach suchej nitki, traktując je jako pozorowane działania przed wyborami.
Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami w marcu
zainaugurowana ma zostać obsługa połączenia z Białegostoku do Ostrołęki. Tym samym po wieloletniej przerwie regularne pociągi pasażerskie powrócą na niezelektryfikowaną linię nr 36 Łapy – Śniadowo – Ostrołęka. Międzywojewódzkie kursy sfinansuje Urząd Marszałkowski Województwa Podlaskiego.
Województwo wskazuje na dużą rolę węzła w Ostrołęce
– Od 18 marca uruchomione zostaną dwie pary pociągów w dobie – zapowiada Małgorzata Półtorak, zast ępca dyrektora Departamentu Polityki Informacyjnej Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podlaskiego. Z Białegostoku pociągi wyjadą o 8:05 i 16:40, a z Ostrołęki – o 10:10 i 19:38. Pomiędzy Ostrołęką a Łapami pociąg zatrzyma się w Śniadowie, Kuleszach Kościelnych i Sokołach.
Oferta zaproponowana pasażerom jest skromna i odbiega od standardów obowiązujących na innych liniach organizowanych przez województwo podlaskie. UMWP tłumaczy, że połączenie ma charakter pilotażowy, a rozkład jazdy został opracowany przede wszystkim z myślą o skomunikowaniu Białegostoku z Ostrołęką. – Oferta umożliwia dojazd z przesiadką do Olsztyna i Tłuszcza i będzie monitorowana w celu jak najlepszego dopasowania jej do potrzeb mieszkańców – deklaruje Małgorzata Półtorak. Dodajmy, że dotarcie do Olsztyna możliwe będzie tylko z kolejną przesiadką na stacji Chorzele.
Eksperci krytykują małą liczbę kursów i przypadkowe godziny odjazdów
Kształt oferty został skrytykowany przez ekspertów branżowych. – Urząd marszałkowski w okresie przedwyborczym usilnie stara się odtrąbić sukces na polu walki z wykluczeniem transportowym. Niestety robi to nieudolnie – komentuje dla „Rynku Kolejowego” ekspert Siskom Daniel Radomski. – Oferowane dwa połączenia dziennie nie pozwolą nawet na dojazd do pracy i powrót do domu. Jeśli mamy wydawać środki publiczne na pociągi dla nikogo wożące powietrze, to już lepiej wydajmy je na rozsądny transport autobusowy – dodaje.
W podobnym tonie wypowiada się Jerzy Gozdek, planista systemów transportowych. – Zaproponowany rozkład jazdy rozczarowuje, ale nie zaskakuje. We wschodniej części kraju szczątkowa obsługa linii kolejowych to już tradycja – stwierdza. Dwa połączenia dziennie w przypadkowych godzinach to o wiele za mało, żeby mówić o choćby minimalnej swobodzie podróżowania, nie wspominając nawet o konkurowaniu z transportem indywidualnym – ocenia. Sporadyczne podróże osób, które nie mają dostępu do żadnej innej formy transportu, nie wypełnią jego zdaniem pociągów i nie uzasadnią kosztów ponoszonych przez podatników w związku z utrzymaniem linii i finansowaniem kursów.
- Taka propozycja "pilotażu" to jak podać w barze kotleta schabowego obtoczonego w bułce i jajku, ale surowego. Później będzie zdziwienie, że nikt tego nie je. Ludzi nie interesuje obietnica Urzędu Marszałkowskiego, że za dwa lata zafunduje kuchnię, a za trzy dociągnie do niej gaz, żeby kotleta można było usmażyć. Jak zaczną serwować kotlety, a nie surowe mięso, to będą klienci. Inaczej szkoda wydanych pieniędzy - podsumowuje obrazowo Bartosz Piłat, ekspert transportowy fundacji Plankom.