- Mamy kilkanaście odpisów raportów maszynistów z podobnymi sytuacjami wadliwego działania sygnalizacji na Polskich Liniach Kolejowych. Niestety wszystkie raporty są przez PKP PLK bagatelizowane. PLK twierdzi, że sytuacje opisane w raportach są niemożliwe i tak się zdarzyć nie mogło – powiedział „Rynkowi Kolejowemu” prezydent Związku Zawodowego Maszynistów Kolejowych w Polsce Leszek Miętek.
- Bulwersuje mnie to, że członek zarządu PKP PLK powiedział, że w czasie wczorajszego zdarzenia, do jakiego doszło między Piotrkowem a Babami, nie było żadnego zagrożenia bezpieczeństwa ruchu. Otóż było – ze względu na to, że ostatni semafor blokady samoczynnej informował maszynistę, iż kolejny semafor będzie wskazywał sygnał zezwalający na jazdę z maksymalną prędkością rozkładową. Tylko dobre warunki atmosferyczne i uważna obserwacja, jaką prowadził maszynista, spowodowały, że maszynista ten pociąg zatrzymał. Można sobie wyobrazić, że byłyby złe warunki atmosferyczne, że byłaby mgła i że maszynista dopiero przy samym semaforze zobaczyłby, że musi zwolnić do 40 km/h. Wówczas wjechałby z prędkością nadmierną i mielibyśmy kolejną katastrofę. W moim przekonaniu zagrożenie było, i to poważne – tłumaczy Leszek Miętek.
Sygnał niezgodny z wcześniejszą zapowiedzią
Maszynista jechał od strony Piotrkowa po linii wyposażonej w samoczynną blokadę liniową. Na ostatnim semaforze blokady, przed semaforem wjazdowym do stacji Baby, wyświetlane było zielone światło, które pozwalało maszyniście na jazdę z maksymalną prędkością rozkładową. Światło zielone oznacza także, że semafor wjazdowy do stacji Baby będzie pokazywał jazdę z największą dozwoloną prędkością. - Jeśli ostatnie światło blokady samoczynnej było zielone, to ma semaforze wjazdowym do stacji Baby powinno być światło albo zielone (zezwalające na dalszą jazdę z rozkładową prędkością) albo pomarańczowe (zezwalające na jazdę z rozkładową prędkością i zapowiadające znak STÓJ na wyjazdowym semaforze) – tłumaczy Miętek. Tymczasem semafor wjazdowy w Babach pokazywał zmniejszenie prędkości (sygnał S-10). Sygnał oznacza, że maszynista musi zwolnić do 40 km/h, wbrew wcześniejszej zapowiedzi dalszej jazdy z prędkością rozkładową. I wtedy mogłoby dojść do tragedii - Maszynista mógłby wjechać w rozjazdy z prędkością 100 km/h, 90 km/h, i przy ułożeniu drogi pociągu na bok mogłoby nastąpić to samo, co w sierpniu zeszłego roku - dodał szef Związku Zawodowego Maszynistów Kolejowych.
Od katastrofy w Babach było kilkanaście takich przypadków
- Maszynista postąpił zgodnie z procedurami. Bardzo dobrze, że zatrzymał pociąg w odpowiednim miejsku. Bardzo dobrze, że zażądał komisji. Niestety mamy kilkanaście odpisów raportów maszynistów z podobnymi sytuacjami wadliwego działania sygnalizacji na Polskich Liniach Kolejowych. Wszystkie raporty są traktowane przez PKP PLK jednakowo,czyli że jest to niemożliwe. A wczorajsza sytuacja jest ewidentnym przykładem tego, że do takich sytuacji dochodzi. Stacja Baby jest stacją newralgiczną. Tam przecież zginęli ludzie. Z tej stacji również mamy wcześniejsze odpisy maszynistów o wadliwym działaniu sygnalizacji – dodaje Leszek Miętek.
Tym razem się udało
Szef ZZMK podkreślił, że gdy maszynista zauważył usterkę, miał dostatecznie dużo czasu, żeby zatrzymać pociąg. Jego zdaniem słusznie wezwana została komisja. - Gdyby zlekceważył sytuację, taka historia mogłaby powtórzyć się we mgle, czy w nocy, i mielibyśmy kolejną tragedię. O ile mi wiadomo, na tę chwilę ustalono wadliwe działania semaforów. Jednak z informacji, jakie do mnie docierają, Polskie Linie kolejowe chcą zbagatelizować tę sprawę. Nie wiem, jaki będzie końcowy protokół prac komisji, ale z tych sygnałów, które mam, są próby zbagatelizowania tej kwestii – dodał Leszek Miętek.
Prezydent ZZMK poinformował „Rynek Kolejowy”, że po zeszłorocznym wypadku w Babach związkowcy zbierają raporty o nieprawidłowościach po wypadku w Babach. Najpoważniejszy jest odpis podobnej sytuacji nieprawidłowego działania semaforów z Szamotuł. - Pomimo tego, że maszynista zgłaszał przypadek w Szamotułach drogą radiową, nawet podawał świadków tej sytuacji, to Polskie Linie Kolejowe stwierdziły, że zbadały tę sytuację i że jest ona niemożliwa. My jesteśmy zwolennikami, aby montować kamery, które będą filmowały obraz przed lokomotywą, żeby można było udowodnić, że niestety czasem sygnały na semaforze nie są adekwatne do odpowiedniego ułożenia drogi przebiegu. Bywają przypadki, że sygnał pozwala jechać z maksymalną dozwoloną prędkością, a droga przebiegu jest ułożona na bok – dodał prezydent prezydent Związku Zawodowego Maszynistów Kolejowych w Polsce.
- Prace komisji jeszcze trwają. Analizowane są wszystkie okoliczności wczorajszych wydarzeń. Wnioski zostaną podane do wiadomości po zakończeniu prac - tyle udało nam się dowiedzieć na temat złych wskazań semaforów od rzeczniczka PKP PLK Krzysztofa Łańcuckiego.