Realizacja ogromnego programu inwestycyjnego na polskiej kolei nie zawsze przebiega bezproblemowo. PLK zapowiada otwarte mówienie o problemach i już podsumowuje pierwsze wnioski. Zmieni się m.in. sposób nadzoru nad wykonawcami.
Jak mówił na spotkaniu z prasą prezes PKP PLK Ireneusz Merchel,
bieżący rok będzie kluczowy dla realizacji inwestycji. – Atmosfera jest poważna, wiemy, jak wielkie to jest wyzwanie – podkreślił. Jego zdaniem dobrym prognostykiem jest to, że realizacja największych inwestycji rozpoczęła się zgodnie z zaplanowanymi terminami.
– Największe ryzyka związane z działaniami PKP PLK są już za nami. Umowy zostały podpisane, większość pozostałych postępowań zostało już ogłoszonych. Teraz przed najważniejszym zadaniem stoją wykonawcy – dodawał członek zarządu spółki Arnold Bresch.
Niektórzy już chcą waloryzacji
Zarówno zarząd inwestora, jak i obecny na spotkaniu wiceminister infrastruktury Andrzej Bittel przyznawali, że największe obawy budzić będzie wykonanie inwestycji, w których wykonawcy składali oferty na poziomie 20-25 procent niższym od kosztorysu. – Wówczas zapewniali, że oferty nie są niedoszacowane. Co więcej – byli w stanie udowodnić to w Krajowej Izbie Odwoławczej – mówi Merchel.
Teraz jednak zarząd PLK coraz częściej otrzymuje prośby o waloryzację podpisanych umów ponad zapisane w umowach progi. Jak podaje Arnold Bresch, tłumaczeniem jest na przykład to, że dostawcy dali wykonawcom upusty na materiały z powodu braku zleceń. A teraz z powodu tych upustów sami mają problemy, co kładzie się cieniem na całym rynku.
– Było wiadomo, że po luce inwestycyjnej będzie duża konkurencja w walce o pierwsze postępowania. Było wiadomo, że trzeba będzie kupić materiały. Nie mogę naglę ogłosić, że będziemy podwyższać ceny w podpisanych zgodnie z prawem zamówień publicznych i monitorowanych przez Komisję Europejską umowach – tłumaczył dziennikarzom obecny na spotkaniu wiceminister Andrzej Bittel, zapewniając jednak, że Ministerstwo Infrastruktury będzie starało się wypracować takie rozwiązanie, które nie osłabi rynku wykonawczego. Nikomu nie zależy bowiem na upadłości firm budowlanych.
Inny system nadzoru
Zarząd PLK nie ukrywa, że problemy z realizacją inwestycji się zdarzają. – Wyciągamy wnioski i zmieniamy sposób nadzoru nad inwestycjami. Na początku zawsze mamy zaufanie do wykonawcy, ale jeśli pojawiają się problemy, to to zaufanie ograniczamy – tłumaczy Bresch. Wśród najsprawniej realizowanych inwestycji wylicza m.in. prace na odcinku Chybie – Nędza – Turze, modernizację estakady w Gorzowie Wielkopolskim oraz prace wyprzedzające na linii E59 pomiedzy Poznaniem a Szczecinem.
Z kolei największe opóźnienie, sięgające kilku miesięcy, jest w realizacji inwestycji na linii E20 Warszawa – Poznań w obszarze LCS Łowicz. Jak tłumaczy Bresch, przyczyną są nierozpoznane wcześniej kolizje z inną infrastrukturą oraz zmiana technologii prowadzenia robót przez wykonawcę. Pocieszeniem jest fakt, że nie jest to odcinek dwutorowo zamknięty, opóźnienie nie będzie więc miało, zdaniem PLK, znaczącego przełożenia na ruch pociągów.
Inwestora niepokoił też fakt, że na części inwestycji wykonawca mobilizował siły dopiero po rozpoczęciu zamknięć torowych. – Doszło do żenujących praktyk, w których stawiano tablicę o zamknięciu szlaku, a nie rozpoczynały się żadne prace – przyznaje Bresch. Dlatego teraz PLK będzie sprawdzać potencjał wykonawcy przed udzieleniem zamknięcia torów i jeśli okaże się on niewystarczający – zamknięcia nie przyzna.
Dzwonkiem alarmowym były ogromne utrudnienia w ruchu pociągów na linii 271 Poznań – Wrocław, o
których pisaliśmy tutaj. PLK stwierdziła, że nadzór nad inwestycją był niewłaściwy i zażądała zmiany odpowiadających za to osób. Do tego zapowiedziała silniejsze mobilizowanie wykonawców do naprawy usterek w czynnych torach. Jeżeli wykonawca będzie się opierał, PLK grozi zleceniem takich prac innej firmie i obciążeniem nimi wykonawcy.
Napotkane problemy spowodowały, że PLK zmieni system nadzoru nad wykonawcami. Dotąd opierał się on na podziale na konkretne inwestycje. Teraz ma dotyczyć konkretnych wykonawców i wszystkich inwestycji, w które są zaangażowani jednocześnie. Chodzi przede wszystkim o potencjał maszyn w odniesieniu do realizowanych kontraktów. – Są firmy, które mają już podpisane umowy o łącznej wartości od 2 do 4 miliardów złotych – mówi prezes Merchel.
Rosną polskie firmy
Zarząd PKP PLK i minister Bittel są zdania, że nie powinno dojść do powtórki z poprzedniej perspektywy unijnej, w której firmy wykonawcze masowo plajtowały, zamiast rosnąć. Jak podkreśla Ireneusz Merchel, znacząco zmieniła się proporcja udziału polskich firm w realizacji inwestycji względem poprzedniej perspektywy. – Teraz więcej jest firm polskich, a mniej polskich oddziałów zagranicznych firm – uważa.
– Pozytywnym sygnałem jest to, że wiele mniejszych polskich firm, które dotąd były podwykonawcami, teraz startuje w przetargach jako wykonawcy i konsorcjanci. To oznacza że mniejsi rosną i że mają zaufanie do dalszego wzrostu rynku – dodaje Arnold Bresch.