Jeśli dominujący operator odpowiednio przygotuje się do otwarcia rynku przewozów, nie musi on na nim stracić, a może nawet zyskać – przekonuje prezes PKP Intercity Janusz Malinowski. Inwestycje przewoźnika w nowy tabor mają przygotować go do skutecznego konkurowania o kontrakty PSC z innymi przewoźnikami, a także do zwiększenia liczby pociągów komercyjnych.
Malinowski ocenił IV Pakiet Kolejowy jako „bardzo korzystny” dla dominującego kolejowego przewoźnika dalekobieżnego. Jak uzasadnił, na konkurencji między przewoźnikami skorzysta cały system kolei pasażerskiej, który przyciągnie do siebie więcej pasażerów (podobną tezę
od dawna głoszą przewoźnicy prywatni zarówno w Polsce, jak i
za granicą). – Doświadczenia krajów zachodnioeuropejskich wskazują, że po otwarciu rynku pasażerów mocno przybywa, a ceny maleją – „tortu” wystarcza więc, co do zasady, dla wszystkich. Dominujący dotychczas przewoźnik wcale nie musi tracić – wyjaśniał prezes.
Blokowanie konkurencji? To już przeszłość
– Obiecaliśmy, że nie będziemy składać wniosków o test równowagi ekonomicznej do UTK – i dotrzymujemy słowa. Jesteśmy otwarci na konkurencję – zaznaczył prezes PKP Intercity. Jak stwierdził, nawet obecnie większa jej doza wyszłaby spółce na korzyść: pozwoliłaby jej lepiej przygotować się do pełnego otwarcia rynku w roku 2030. – To nadrzędny cel w naszej strategii – przypomniał.
Temu właśnie są podporządkowane prowadzone już i przygotowywane przez PKP Intercity inwestycje. – W samym lipcu podpisaliśmy kontrakty taborowe warte 8 mld zł. Dodajmy do tego 11 mld zł w już realizowanych kontraktach. Jesienią tego roku przewidujemy dwa kolejne duże przetargi na łącznie blisko 10 mld zł: 42 piętrowe EZT z opcją na kolejnych 30 oraz 26 EZT dużych prędkości z opcją na dodatkowych 20 – wyliczył Malinowski.
Zmieniając strukturę taboru, przewoźnik stawia na pojazdy generujące niższe koszty operacyjne. – Musimy być jak najlepiej przygotowani do wojny cenowej – uzasadnił. Więcej informacji o planach taborowych PKP Intercity
można znaleźć tutaj.
Furgalski: Pociągi komercyjne – tam, gdzie to możliwe
Tę samą myśl wyraził dosadniej prezes zespołu Doradców Gospodarczych TOR Adrian Furgalski. –Konkurencja nikomu nie zaszkodzi, o ile odbywa się na równych i jasnych zasadach. Jeśli jest chętny, by na danej trasie wykonywać przewozy komercyjne, bez dotacji – trzeba sprawdzić, czy dotacji nie można przekazać gdzie indziej, tam gdzie rzeczywiście jest potrzebna – stwierdził.
Zdaniem Furgalskiego obecny system finansowania przewozów prowadzi często wręcz do marnowania pieniędzy przeznaczonych na kolej. –
Dotacja dla PKP Intercity rośnie – a nie zawsze jest przeznaczona na to, na co powinna. Na szczęście zmieniło się podejście polityczne, więc Urząd Transportu Kolejowego inaczej już na to patrzy – ocenił prezes ZDG TOR.
Wzrost szybszy, niż przewiduje UE
W przyjętej w 2020 r. strategii Europejskiego Zielonego Ładu transport kolejowy jest centralnym ogniwem, łączącym różne formy transportu. – Jest on najbardziej przyjazny środowisku i społeczeństwu. Generuje najmniej zanieczyszczeń. W dodatku część przewoźników w Polsce, np. ŁKA [którą obecny prezes PKP Intercity kierował do wiosny bieżącego roku – przyp. RK], jeździ już na energii pochodzącej w większości z odnawialnych źródeł – zwrócił uwagę Malinowski.
W perspektywie do 2030 r. kolejowe przewozy dalekobieżne mają się – w myśl Zielonego Ładu – podwoić. Zdaniem swojego prezesa polski przewoźnik narodowy może tymczasem osiągnąć nawet lepsze wyniki. – PKP Intercity przed pandemią COVID-19 przewiozły 49 mln pasażerów, tymczasem ten rok zamkniemy w granicach 80 mln. W samym sierpniu przewieźliśmy
8,15 mln osób! – przypomniał szef spółki. – Zrewidowaliśmy nasze prognozy przewozowe: przyjęliśmy dość ostrożny, wręcz asekuracyjny wariant, zakładający, że w 2030 r. przewieziemy ok. 110 mln pasażerów. Transport kolejowy może przejmować pasażerów z innych, mniej ekologicznych gałęzi – dodał.
Wypowiedzi J. Malinowskiego i A. Furgalskiego były częścią panelu dyskusyjnego podczas XXXIII Forum Ekonomicznego w Karpaczu.