- Ta decyzja nie była dla mnie osobiście łatwa, ale wszystkie argumenty merytoryczne przemawiały za odstąpieniem od umowy z Pesą - tłumaczy Alan Beroud w rozmowie z "Rynkiem Kolejowym". To pierwszy wywiad, jakiego udzielił od objęcia funkcji prezesa SKM Warszawa.
W czwartek SKM Warszawa odstąpiła od umowy z Pesą na dostawę nowych pociągów.
Stanowiska przewoźnika oraz producenta można znaleźć tutaj.
Jakub Madrjas, Rynek Kolejowy: Czy ten kontrakt był najważniejszą sprawą podczas pana pierwszych miesięcy w spółce? Alan Beroud, prezes Szybkiej Kolei Miejskiej w Warszawie: Staraliśmy się z całym zarządem zrobić wszystko co w naszej mocy, żeby udało się zrealizować ten kontrakt. Prowadziliśmy rozmowy nie tylko z Ministerstwem Inwestycji i Rozwoju, ale też z Centrum Unijnych Projektów Transportowych. Przedstawiciel Ministerstwa podał kilka możliwych dróg co do dalszych losów tego kontraktu, zauważył także jedną niezwykle istotną rzecz – że grozi nam utrata dofinansowania unijnego i jest to kluczową kwestią. To uruchomiło nowy horyzont do analizy całej sytuacji przez obie strony.
W informacji prasowej CUPT informował o zakończeniu projektu do końca 2022. To nieprzekraczalny termin?
Zdaniem CUPT możliwe są przesunięcia, natomiast na pewno nie możemy wykroczyć poza perspektywę finansową i mówiąc wprost, najpóźniej do końca 2022 roku musimy mieć w ruchu wszystkie 21 pojazdów. Na tym skupia się cała kwestia finansowania nie tylko taboru, ale również naszego zaplecza na Szczęśliwicach, które – przypomnę –
już zmodernizowaliśmy w ramach tego samego projektu unijnego. Zatem, jeżeli na koniec 2022 roku nie będziemy mieli do dyspozycji wszystkich pojazdów, będzie to skutkowało dla nas niezrealizowaniem projektu i utratą dofinansowania. A tego spółka nie udźwignie, bo korekta dofinansowania może wynieść maksymalnie 120 mln zł.
Trzeba pamiętać o tym, że prawo zamówień publicznych również ma wpływ na nasze decyzje. Nie mamy elastyczności w zakresie stosowania kar umownych. Nie możemy od nich odstąpić. Poza tym, jest pewien poziom kar umownych przy którym realizacja kontraktu przekroczyłby dla producenta granicę opłacalności. A dla tego kontraktu limit kar wynosił 400 mln zł. To jest suma, która postawiłaby w stan likwidacji nawet przedsiębiorstwo będące w dobrej kondycji finansowej. Ja rozumiem sytuację Pesy i nerwowe ruchy po ich stronie. To trudna sytuacja. Przez sześć lat byłem po “drugiej stronie”, odpowiadałem w spółkach między innymi za zawieranie układów z wierzycielami i prowadzenie procesów restrukturyzacji. Więc tym bardziej ta decyzja nie była dla mnie osobiście łatwa, ale wszystkie argumenty merytoryczne przemawiały za odstąpieniem od umowy.
Województwo lubuskie zamiast kar umownych zgodziło się na dostawę dodatkowych pociągów.
Samorządowi łatwiej jest podejmować pewne decyzje niż zarządowi spółki handlowej, który odpowiada za nie majątkowo i karnie. Rozważaliśmy różne sposoby aneksowania umowy, natomiast zamówienia publiczne i umowa ograniczają nas co do możliwości przyjęcia rekompensaty. W spółkach w których pracowałem wcześniej, podpisywałem aneksy nawet wyższej wartości, ale wówczas warunki umów były dużo bardziej elastyczne. A w tym wypadku nasze możliwości limitowało także dofinansowanie unijne.
Jak ta sytuacja przekłada się na plany rozwoju SKM?
Oczywiście pewnych planów, głównie rozwojowych, które spółka miała na przyszły rok, nie będziemy w stanie zrealizować z powodu braku nowego taboru; przypominam, że do końca roku mieliśmy otrzymać 10 nowych pojazdów, a nie otrzymaliśmy ani jednego. Przesuniemy je w czasie. W chwili obecnej najważniejsze jest zabezpieczenie realizacji przewozów i rozpisanie nowego przetargu.