Rozpoczęta przez MIB aktualizacja Planu Transportowego potrwa jeszcze kilka miesięcy. Jednak już dziś wiadomo, że część celów do zrealizowania do 2023 roku zostanie osiągnięta… w tym miesiącu.
W połowie października Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa rozpoczęło procedurę
nowelizacji planu transportowego w zakresie krajowych przewozów kolejowych. Konieczność nowelizacji tłumaczy się m.in. rozpoczęciem nowej perspektywy unijnej i zmianą uwarunkowań gospodarczych. O proponowanych przez MIB zmianach w programie
pisaliśmy tutaj.
Kontrowersje w przedstawionym przez MIB projekcie dokumentu wzbudziło przede wszystkim objęcie państwową dotacją realizacji przewozów kolejowych na linii Warszawa – Łódź przez PKP Intercity. Pisaliśmy o tym
w tym miejscu. To jednak nie wszystkie wątpliwości, jakie budzi aktualna wersja dokumentu. Kolejne dotyczą zaplanowanej na 2023 rok weryfikacji wykonania planu – a konkretnie wskaźników, według których zostanie ona przeprowadzona.
Założenia… już zrealizowane
Okazuje się, że założenia przyjęte przez MIB dotyczące średnich prędkości handlowych i zakładające "uzyskanie dla wszystkich pasażerskich pociągów międzywojewódzkich objętych Planem w rozkładzie jazdy 2023/2024 na trasie stacja początkowa – stacja końcowa, średniej prędkości handlowej co najmniej 80,0 km/h” zostaną osiągnięte… już we wchodzącym za kilka dni w życie rozkładzie na lata 2016/2017.
Obecnie w rozkładzie 2015/2016 wartość ta wynosi 77,15 km/h, jednak tegoroczne efekty prac inwestycyjnych, a szczególnie prac utrzymaniowych i optymalizacyjnych pozwolą na osiągnięcie krótszych czasów przejazdów na kolejnych trasach, a nawet na uzyskanie kolejnych historycznie najkrótszych czasów przejazdu – czego przykładem jest chociażby „stara” trasa Warszawa – Kalisz – Wrocław.
Osiągnięte efekty (77,15 km/h) okazały się zresztą znacznie lepsze niż założenia MIB z 2012 roku – planowano bowiem uzyskanie w rozkładzie 2015/2016 prędkości handlowej 62,5 km/h, wobec uzyskiwanej 60,4 km/h w roku 2012. Tak duża rozbieżność wynika prawdopodobnie z kalkulowania efektów osiąganych tylko dzięki dużym pracom inwestycyjnym, bez wzięcia pod uwagę prac o mniejszym charakterze, ale dających w wielu przypadkach znacznie lepsze efekty skrócenia czasu przejazdu i poprawy przepustowości (
pisaliśmy o nich tutaj).
Inwestycje przyniosą efekty za kilka lat, utrzymanie – już teraz
Różnica in plus pomiędzy założeniami z 2012 roku i rzeczywistością na koniec 2016 roku jest bardzo duża. Z kolei wzrost średnich prędkości na sieci planowany do osiągnięcia w 2023 roku jest tak mały, że uda się go zrealizować jeszcze przed przyjęciem programu. To o tyle istotne, że przez najbliższe siedem lat PKP PLK zamierza wydać na inwestycje 66 mld złotych. Przyjmując zaniżone współczynniki, autorzy planu transportowego rezygnują z wyznaczenia mierzalnych celów, które ma przynieść wydanie unijnych miliardów. Tym bardziej, że PKP PLK może dalej podnosić prędkość na liniach realizując prace utrzymaniowe i optymalizacyjne.
– Poprawa stanu infrastruktury w ostatnich latach to efekt wielu większych i mniejszych działań zarządcy infrastruktury. Nie zawsze mają one formę spektakularnych inwestycji. Aktualnie zarząd PKP PLK koncentruje się na kwestii dużych przetargów, które przyniosą efekty dopiero po roku 2020, gdy potężne prace modernizacyjne będą finalizowane. I od tego momentu powinny pojawiać się skokowe wzrosty prędkości handlowych pociągów, będące efektem zainwestowania w infrastrukturę kolejową 66 mld zł. Ale nie tracąc determinacji w egzekwowaniu terminowości i efektywności modernizacji PKP PLK powinna równolegle rozpędzić machinę utrzymaniowo-naprawczą dla linii, które nie podlegają dużym pracom inwestycyjnym. I kontynuować programy optymalizacji parametrów tras zmodernizowanych w poprzednich latach, gdzie końcowe efekty nadal można poprawić – uważa prezes Fundacji ProKolej Jakub Majewski.
Jego zdaniem, jeśli najbliższe 3-4 lata będą okresem czekania na efekty dużych modernizacji, trudno będzie również utrzymać pozytywny bilans odcinków z podnoszoną i ograniczaną prędkością pociągów. – Warto więc pamiętać, że pasażera czy przewoźnika nie interesuje czy na krótszy czas przejazdu to efekt 10 czy 100 mln złotych. Liczy się efekt końcowy – podsumowuje Majewski.