Życząc wszystkim Paniom wszystkiego najlepszego w dniu ich święta, pragniemy przedstawić Państwu pewną niezwykłą kobietę, która od wielu lat udowania, że nawet w bardzo męskich wydawałoby się zawodach, płeć piękna w niczym nie ustępuje tej brzydkiej. Zapraszamy do przeczytania wywiadu z Krystyną Adamczak, głównym spawalnikiem Pesy Bydgoszcz.
Rynek Kolejowy: Pochodzi Pani z Bydgoszczy?
Krystyna Adamczak, główny spawalnik w fabryce bydgoskiej Pesy: Wywodzę się z Chrzanowa.
To bardzo „kolejowa” miejscowość…
Teraz już nie tak bardzo. Bardzo się martwię sytuacją Fabloku. A kiedyś był to nasz sztandarowy zakład…
Nie chciała Pani więc podjąć w nim pracy?
Nie miałam na to szansy. Zawsze byłam umysłem ścisłym, dlatego wybrałam studia techniczne na kierunku spawalnictwo w Bydgoszczy. Później to już się samo potoczyło.
Dlaczego akurat spawalnictwo?
Troszkę z przekory, a troszeczkę za namową dziekana, który się w tej dziedzinie specjalizował i twierdził, że jest miejsce dla kobiet w spawalnictwie.
A jak się Pani znalazła w ZNTK Bydgoszcz?
Tak się złożyło, że w trakcie studiów była możliwość otrzymania stypendium dla studentów, którzy rokowali dobrą nauką. To firmy fundowały takie stypendia, ale po zakończeniu studiów student musiał odpracować je w firmie, która była fundatorem. Pisałam pracę magisterską, oczywiście na temat związany ze spawalnictwem i moim opiekunem oraz promotorem ze strony zakładu był główny spawalnik ZNTK Bydgoszcz pan Andrzej Sztok. Później to on był moim szefem i nauczycielem. Chyba jemu zawdzięczam swoją karierę w tej firmie.
Czyli miała pani męski autorytet…
To prawda. On nigdy nie widział we mnie słabej kobiety, której trzeba jakoś pobłażać czy przymykać oczy na niektóre sprawy. Przeciwnie. Był surowym i wymagającym nauczycielem, a jednocześnie cały czas inwestował we mnie dzieląc się swoją wiedzą i wysyłając mnie na różne szkolenia.
W związku z tym czuła się Pani mu zobowiązana?
To już wynika z mojego charakteru, z mojej ambicji, która nie pozwala mi pokazać słabości.
Czy była Pani wówczas jedyną kobietą spawalnikiem w firmie?
Tak, jedyną.
A dzisiaj jak to wygląda?
W firmie nadal jestem jedyną kobietą na tym stanowisku. Nie ma też ich dużo w całym kraju. Kiedy kończyłam w 1998 r. studia podyplomowe, po których otrzymuje się tytuł międzynarodowego inżyniera spawalnika, dowiedziałam się, że wówczas było osiem kobiet w całym kraju, które mają taki tytuł.
Od kiedy jest Pani głównym spawalnikiem Pesy?
W roku 1996 r. mój szef, ale również mentor i opiekun, pan Andrzej Sztok, o którym wcześniej wspominałam, postanowił zmienić miejsce pracy. Wówczas szefostwo firmy podjęło to ryzyko i postawiło na mnie.
To pracę ilu osób obecnie Pani nadzoruje?
To dość skomplikowane. Do roku 2009 miałam 5 spawalników w swojej grupie, ale do naszych obowiązków należał nadzór merytoryczny nad pracą ponad 100 spawaczy i około 200 ślusarzy, czyli bardzo ważnych pracowników, ponieważ oni przygotowują pracę spawaczy. W roku 2009 zidentyfikowaliśmy w firmie jeszcze jeden proces specjalny.
Co to jest proces specjalny?
Proces specjalny to taki proces, którego efektów nie można w stu procentach zbadać. To znaczy, że nie ma metody, która może potwierdzić, że dane np. spawanie jest na pewno dobre. Jest kilka metod, które się nakładają, uzupełniają i przybliżają nas do tych stu procent, ale nigdy nie jest to sto procent. Wobec tego bardzo ważne jest wnikliwe monitorowanie całego tego procesu.
To jaki dodatkowy proces specjalny udało się zidentyfikować w 2009 r.?
Jest to klejenie konstrukcyjne. W Pesie taki proces również jest prowadzony. To też bardzo odpowiedzialna i wymagająca praca. I właśnie spawalnictwem oraz klejeniem konstrukcyjnym zajmujemy się w moim dziale, który od 2009 r. przyjął nazwę działu inżynierii spajania. Obecnie pracuje w nim 11 osób, w tym dwóch moich równoprawnych zastępców. To są sami mężczyźni.
Nad pracą ilu osób sprawujecie pieczę?
150 spawaczy i 250 ślusarzy. Odpowiadamy za ich przygotowanie, usprzętowienie, egzaminowanie, szkolenia, wdrażanie w produkcję oraz sprawujemy nadzór nad samą produkcją. Przygotowujemy również kontrolerów połączeń spawanych i klejonych. To bardzo dużo pracy i odpowiedzialności.
Czy jako kobiecie jest Pani trudniej czy łatwiej pracować?
Myślę, że łatwiej. Ale kobieta najpierw musi swoją wiedzą udowodnić, że jest partnerem, jeżeli nie lepszym od mężczyzn, to równorzędnym. Mi się to udało zrobić już ponad 20 lat temu, jako że pracuję w tej firmie już ok. 30 lat. W tej chwili mogę powiedzieć, że jestem już takim równorzędnym partnerem, a dla wielu kolegów, którzy są znacznie młodsi od mnie, chyba nawet nauczycielem i być może autorytetem.
Ale na czym polega ta przewaga kobiet?
Myślę, że nawet nie tyle próba przypodobania się szefowej, ile uniknięcia pokazania swoich słabości przez mężczyzn wobec kobiety-szefa sprawia, że moja grupa jest lepiej postrzegana w skali całego zakładu niż inne grupy zawodowe kierowane przez mężczyzn.
Czy można powiedzieć, że umiejętnie wykorzystuje Pani męskie ambicje, żeby zmotywować pracowników do lepszej pracy?
Można tak powiedzieć. Ale to wychodzi zupełnie naturalnie.
A młodzi adepci sztuki spawalniczej, kiedy przychodzą do pracy, nie są zaskoczeni, że to kobieta będzie nadzorować ich pracę?
Rzeczywiście jest tak, ale z tym zaskoczeniem spotykam się od lat, więc już nawet nie próbuję im tłumaczyć, jak to jest możliwe. Na początku młodzi pracownicy zazwyczaj sami wypytują starszych, kim jest ta kobieta, która nie dość, że jest inżynierem, to jeszcze ma być ich szefową.
Jak się Pani udaje pogodzić pracę z obowiązkami rodzinnymi?
Jestem typową kobietą, żoną, mamą i babcią. Mam dwoje dzieci, córkę i syna oraz dwoje wnucząt. Myślę, że to właśnie stabilność i wsparcie rodziny powodowały, że z takim spokojem udało mi się rozwijać zawodowo. Zresztą kolejnego mężczyznę, którego bym wymieniła jako osobę, która zawsze mnie dopingowała do pracy, rozwoju i podejmowania trudnych decyzji oraz kolejnych wyzwań, jest mój mąż. Miałam ogromną pomoc z jego strony. A ponieważ to on pierwszy zaczął pracować w koncernach, które przynosiły do nas nowe spojrzenie na pracę, w tym szkolenia tzw. miękkie, które dziś są normalnością, a kiedyś były zupełną nowością, to bardzo mnie tym inspirował i wspierał. Do dziś sekunduje mojej karierze i pomaga, jeżeli tylko może.
Wychodzi na to, że w karierze na dość męskim wydawałoby się stanowisku największym wsparciem byli dla Pani właśnie mężczyźni.
To prawda.
Poza pracą i rodziną, jakie ma Pani pasje?
Uwielbiamy podróże. Od kiedy kilka lat temu świat się dla nas otworzył, korzystamy z każdej okazji do podróżowania. Lubimy wyjeżdżać w różne, czasem dziwne miejsca.
Dziwne… to znaczy?
Na przykład Wietnam, Laos, Kambodżę możemy na pewno polecić jako przedziwne, a zarazem przepiękne cele podróży.
Czy ma Pani takie wymarzone miejsce, do którego chciałaby się wybrać?
Takim moim największym marzeniem są Indie. Ale te prawdziwe Indie. Do takiego wyjazdu trzeba się dobrze przygotować. Na razie czytamy dużo na ten temat i myślę, że dojrzejemy do wyjazdu do tego trudnego kraju, który jest przerażający, a jednocześnie taki piękny.
Dziękujemy za rozmowę.