Związek zawodowy niemieckich kolejarzy EVG skrytykował plany rządu federalnego i krajów związkowych, według których podróżni bez maseczek obarczeni zostaliby „dodatkową opłatą za przejazd”. Dzięki takiemu rozwiązaniu nie byłoby konieczne angażowanie policji, a odpowiedzialność za przestrzeganie przepisów przeniesiona byłaby na pracowników kolei.
Dosłownie i dosadnie podsumowała to Cosima Ingenschay z EVG w piątkowym magazynie porannym publicznej telewizji: "To trik, dzięki któremu pani kanclerz i premierzy krajowi próbują obciążyć personel konduktorski zadaniami należącymi do państwa".
Już dzień wcześniej skomentował to również Klaus-Dieter Hommel z zarządu związku w rozmowie z dziennikiem „Bild”: „Decyzja premierów krajów związkowych naraża życie i zdrowie tysięcy konduktorów” - powiedział. Rozwiązanie to nie podoba się takze niemieclim Liberałom. Minister komunikacji w Nadrenii-Palatynacie i przyszły sekretarz generalny FDP uważa, że „nie można czynić z pracowników kolei swojego rodzaju policji maseczkowej" - To stawia nasz porządek prawny na głowie. Jeśli państwo chce egzekwować obowiązek zasłaniania ust i nosa, to musi to egzekwować np. poprzez zwiększoną obecność policji powiedział minister.
Kanclerz Angela Merkel i premierzy krajów związkowych w czwartkowej telekonferencji uzgodnili minimalną kare za nieprzestrzeganie obowiązku noszenia maseczek. Ma ona wynosić minimum 50 euro. Od 1 września zasady noszenia maseczek
zmieniła Grupa Lufthansa.
Jak już pisaliśmy, w Polsce konduktorzy
nie mają żadnych narzędzi prawnych, które pomogłyby im egzekwować wymóg założenia maseczki przez pasażerów. Mogą za to zgłosić konieczność interwencji w takiej sprawie na policję.