Wielu badaczy transportu publicznego podejmowało próby oszacowania, jaki wpływ na sprzedaż biletów miałoby zastosowanie obsługi konduktorskiej w pojazdach komunikacji miejskiej. Ile osób, tyle opinii. Zdaniem niektórych w średnich miastach bilans kosztów wyszedłby „na zero”, innym, że można byłoby na tym nawet zyskać. Różnica wynika z założonego wynagrodzenia konduktorów.
Różne podejścia do organizacji transportu publicznego
Można wyróżnić dwie szkoły: zachodnią „nowoczesną” i tradycyjną. Zachodnia zakłada instalację automatów biletowych na przystankach i w pojazdach; tradycyjna samoobsługę – kasowanie biletów i wizyty kontrolerów przewozów pasażerskich.
Plusy
Każdy konduktor to nowe miejsce pracy. Warto o tym pamiętać – wiele ośrodków miejskich, szczególnie mniejszych, zmaga się z problemem bezrobocia. Dodatkowo konduktor może dbać o porządek w pojeździe i w razie konieczności dyscyplinować niepokornych pasażerów. Może też pomagać osobom starszym lub niepełnosprawnym przy wsiadaniu i wysiadaniu, a także udzielić informacji zagubionym pasażerom.
Znika też problem zamkniętego kiosku, braku biletów u kierowcy, czy zepsutego automatu biletowego. Konduktor może spokojnie sprzedać bilet, wydać resztę i znaczenia w tym przypadku nie będzie miało opóźnienie względem rozkładu jazdy. (W Warszawie prowadzący pojazd może odmówić sprzedaży biletu, jeśli opóźnienie względem rozkładu jest większe niż 3 minuty).
Minusy
Konduktor najlepiej sprawdziłby się w pojeździe jednoczłonowym. W przypadku składów tramwajowych składających się z dwóch wagonów potrzebna jest para konduktorów – po jednym na wagon. W pojazdach wieloczłonowych konduktor zaś może się pogubić, czy już pobrał opłatę od pasażera, czy nie.
Wynagrodzenie – samo w sobie nie jest minusem, ale przyjmując jako godziwą i gwarantującą należyte wykonywanie obowiązków stawkę 2000 zł miesięcznie – koszty organizacji komunikacji miejskiej rosną lawinowo, szczególnie, gdy na jeden pojazd potrzeba więcej niż jednego konduktora.
Więcej na portalu Transport-Publiczny.pl