– Niestety, wyrok po katastrofie w Białymstoku pokazuje kolejny raz, że polski system zapewnienia bezpieczeństwa skupia się w znacznej mierze na ochronie osób odpowiedzialnych za wady systemu kosztem szeregowych pracowników, szczególnie maszynistów i dyżurnych ruchu – pisze Leszek Miętek, prezydent Związku Zawodowego Maszynistów w komentarzu dla "Rynku Kolejowego".
Sprawa
wypadku w Białymstoku pokazuje po raz kolejny, że kiedy zdarza się katastrofa, jedynymi winnymi są zawsze albo maszyniści albo dyżurni ruchu. Jest to zasługa przede wszystkim Państwowej Komisji Badania Wypadków Kolejowych pod kierownictwem pana Tadeusza Rysia, która w naszym przekonaniu działa właśnie tak, aby nie wskazywać przyczyn systemowych i podejmować się ich naprawy, winą obarczając wyłącznie pracowników bezpośrednio uczestniczących w wypadku.
To z kolei jest podejmowane przez wymiar "sprawiedliwości" i stąd takie a nie inne wyroki. Doświadczamy tego jako środowisko maszynistów po katastrofie w Babach, jak i po katastrofie pod Szczekocinami, gdzie jak donoszą media, spółka PLK, aby skazać wyłącznie dyżurnych ruchu wynajęła za setki tysięcy złotych kancelarię byłego ministra Ćwiąkalskiego, jako oskarżyciela posiłkowego przeciwko – było nie było – swoim pracownikom.
Należy zadać sobie pytanie (oczywiście retoryczne), na jakie kary zostali skazani przełożeni maszynistów z katastrofy w Białymstoku za to, że dopuścili ich do pracy w o wiele godzin przekroczonym czasie pracy? Kto poniósł konsekwencje, że za sterami lokomotywy znalazł się maszynista po ekspresowo przeprowadzonym kursie? Podobne pytania można by mnożyć przy katastrofie w Babach, jak to jest, że biegli z Instytutu Kolejnictwa zeznają, że w chwili wypadku z całą pewnością semafor wjazdowy wskazywał właściwy sygnał. Skąd ta pewność? Skoro po katastrofie nawet UTK nałożył ograniczenia eksploatacyjne na stację Baby ze względu na usterki systemu sterowania ruchem.
A Szczekociny? Też nie ma winnych zatrudnienia dyżurnej ruchu bez autoryzacji, nie ma winnych dopuszczenia do montażu wadliwych rozjazdów, które traciły kontrolę położenia zwrotnicy i tak dalej...
Niestety wyrok po katastrofie w Białymstoku pokazuje kolejny raz, że polski system zapewnienia bezpieczeństwa skupia się w znacznej mierze na ochronie osób odpowiedzialnych za wady systemu kosztem szeregowych pracowników, szczególnie maszynistów i dyżurnych ruchu. Niestety, to smutna refleksja, jak wielu ludzi będzie musiało zginąć na polskich torach a polskie więzienia zapełniać się maszynistami i dyżurnymi ruchu, zanim dojdzie do naprawy wadliwych systemów i procedur.