Ministerstwo Infrastruktury i Grupa PKP zadeklarowały wdrożenie wspólnego biletu w grudniu tego roku. Warunkiem jest zgoda marszałków, a problemem – tradycyjnie – pieniądze.
Wiceminister infrastruktury Andrzej Bittel podkreślił na dzisiejszym spotkaniu z dziennikarzami, że
sprawa wspólnego biletu będzie priorytetowa dla resortu w najbliższych tygodniach. – Dochodzimy do momentu, w którym muszą zapaść decyzje ze strony organizatorów transportu, z którymi prowadzimy konkretną dyskusję od wielu miesięcy – poinformował. Ministerstwo oczekuje od marszałków, że w ciągu 2-3 tygodni, a najpóźniej do końca września, podejmą decyzję co do zgody na wprowadzenie nowej taryfy przynajmniej w ofercie Przewozów Regionalnych i SKM Trójmiasto, a najlepiej także w spółkach marszałkowskich.
Chodzi o
taryfę degresywną, w której pasażer, kupując bilet na dowolne połączenie przesiadkowe na terenie całego kraju, płaci niższą cenę za każdy kolejny przejechany kilometr, niezależnie od przewoźnika. – Korzyść dla pasażera powinna być najwyższym priorytetem – stwierdził Bittel.
Problemem pieniądze – Po stronie ministerstwa infrastruktury i PKP SA jesteśmy gotowi do wprowadzenia tej oferty w grudniu tego roku. Jest przygotowany system informatyczny, są szkoleni pracownicy – zapewnił prezes PKP SA Krzysztof Mamiński. Dodał jednak, że każdą nową taryfę muszą zatwierdzić zarządy województw. – Jeśli marszałkowie powiedzą „tak”, to Przewozy Regionalne i inni przewoźnicy dołączą do wspólnego biletu. Jeżeli nie, to produkt będzie gotowy, ale z powodu decyzji marszałków nie będą mogli korzystać z niego pasażerowie – stwierdził.
Zapytany o wątpliwości marszałków, minister Bittel wymienił m.in., że marszałkowie chcą dołączenia PKP Intercity do
Wspólnego Biletu Samorządowego (co zdaniem ministerstwa wymagałoby bardzo dużej modyfikacji WBS w celu uwzględnienia miejscówek), innego rozwiązania kwestii prowizji (wynosi ona dla Przewozów Regionalnych 4 procent, zdaniem MI nie może być tak wysoka przy sprzedaży biletów wartych ponad sto złotych) oraz boją się zmniejszenia przychodów – niższą cenę biletu ktoś bowiem musi wyrównać. – Na sztandary jest wciągany ten ubytek, a ja pytam samorządy, czy jest to procent, czy wręcz promil dofinansowania do kolei, którego już udzielają (…). To są przeszkody natury raczej publicystycznej, no ale zarządy województw mają prawo do takich pytań – stwierdził Bittel.
Prezes PKP SA Krzysztof Mamiński dodał, że przeprowadzone przez spółkę symulacje wykazują, że ubytek ten wyniesie dla poszczególnych samorządów od kilkunastu do 50 tys. złotych. Jak dodał, dodatkowe przychody z biletów przy wzroście liczby pasażerów o zaledwie 0,25% zrekompensują – według symulacji – tę stratę.
Wątpliwości marszałków
„Rynek Kolejowy” dotarł do stanowiska jednego z przewoźników samorządowych w sprawie wspólnego biletu. Jak ustaliliśmy, duże wątpliwości budzi podział przychodów z biletów sprzedawanych według wspólnej taryfy proporcjonalnie do przejechanych przez pasażera kilometrów. Jest on niekorzystny dla przewoźników pełniących funkcję dowozową do pociągów dalekobieżnych, a preferuje PKP Intercity. Są też przypuszczenia, że kalkulacja zmniejszenia przychodów wykonana przez PKP SA jest niedoszacowana, bo wykonano ją w oparciu o „Pakiet Podróżnika", do którego przystąpiło tylko kilku przewoźników. Dlatego ich zdaniem, spadek przychodów może przekroczyć 30 procent.
Wątpliwości samorządowców i przewoźników dotyczą też m.in. kwestii dalszego prowadzenia wzajemnego honorowania biletów po uruchomieniu wspólnego biletu, dopłat do pociągów wyższej kategorii, biletów na połączenia komercyjne, przewozy rowerów itd. oraz procedury ewentualnej zmiany cennika i modelu rozliczeń w przyszłości.
Warto dodać, że podczas dzisiejszego spotkania Ministerstwo Infrastruktury zadeklarowało pokrycie całości kosztów wprowadzenia i utrzymywania systemu sprzedaży wspólnego biletu ze środków budżetowych; konieczność pokrycia tego kosztu był kolejną wątpliwością samorządów.
Co z nietypowymi przewoźnikami?
Jakie są perspektywy, że do wspólnego biletu dołączą bardziej nietypowi przewoźnicy? Jak poinformował Mamiński, z należącą do miasta SKM Warszawa prowadzone są rozmowy. Warszawska Kolej Dojazdowa do wspólnego biletu nie dołączy, bo ma inny system biletowy niż przewoźnicy kolejowi (prezes Mamiński nazwał go systemem „kartkowym”, podobnym do stosowanego przed laty w tramwajach).
A co z
najnowszym debiutantem na polskich torach? – Leo Express, żeby być w systemie wspólnego biletu, najpierw musi zacząć jeździć regularnie. Jak wiemy, po szumnych zapowiedziach, teraz
przestaje jeździć – stwierdził prezes Mamiński.