Rynek wykonawców potrzebuje większej pewności co do skali zamówień ogłaszanych w kolejnych miesiącach – zgodzili się paneliści Kongresu Kolejowego. Wyjściem naprzeciw oczekiwaniom przedsiębiorstw ma być publikacja tzw. listy przetargów. Znacząco różniły się natomiast oceny dotyczące skutków wprowadzenia systemu aukcji elektronicznych.
Jak zwracała uwagę podczas wczorajszej debaty Kongresu Kolejowego Marita Szustak, prezes zarządu Izby Gospodarczej Transportu Lądowego,
obecnie w przetargach na inwestycje infrastrukturalne można zaobserwować znaczny spadek cen. – Nie jestem zaskoczony tą sytuacją. Moim zdaniem rynek spodziewa się kolejnej bardzo dużej luki związanej ze zmianą perspektywy finansowej UE – powiedział Rafał Leszczyński, prezes zarządu grupy KZN Bieżanów. Sugerował, że walce cenowej zapobiegłoby stosowane na rynku drogowym rozwiązanie publikowania tzw. listy przetargów, dzięki której przedsiębiorstwa wiedzą, jakich zamówień należy się spodziewać. – Wynika z niej jasno zapotrzebowanie na roboty budowlane i na wszystkie materiały – tłumaczył.
To nie eldorado, to wojna cenowa
Mówił także, że gdy kończyła się poprzednia unijna siedmiolatka, powstała pewna wizja polskiego rynku inwestycji jako eldorado dla firm budowlanych. – To bardzo groźne z punktu widzenia zagranicznych wykonawców. Jeśli roztacza się taką wizję, mamy na rynku iluś dodatkowych dostawców, wykonawców. Później pojawia się walka cenowa z rażąco niską ceną, która jest wielką niekorzyścią dla zamawiającego. Potem taki wykonawca ucieka, mamy tego dokładne przykłady, a dodatkowo zostawia po sobie ileś przetargów, których nie wygrał, a które zakończyły się rażąco niską ceną – stwierdził. Uznał, że wspomniana lista przetargów, najlepiej publikowana na okres kilkuletni, byłaby dobrym narzędziem chroniącym inwestora – a więc przede wszyskim PKP PLK – przed takimi zjawiskami.
– Wojna cenowa już się w tym roku pojawiła – mówił Maciej Olek, dyrektor Dywizji Budownictwa Kolejowego Budimeksu. Mówił on nie tylko o spadku wartości ofert, ale i o zwiększeniu się liczby oferentów, przywołując przykład postępowania z siedemnastoma ofertami. Również on wśród przyczyn tego zjawiska wymienił niepewność co do pojawiania się zamówień w kolejnych latach. – Rynek nie dysponuje choćby przybliżonym harmonogramem ogłaszania przetargów – stwierdził. – To generuje strach firm, że nie będą miały co robić – dodał.
Największy problem to niedoszacowana oferta
Podkreślił, że już teraz pojawiają się oferty na poziomie 80 proc. kosztorysu zamawiającego. – Obserwujemy to z dużym niepokojem. Mając na uwadze rentowność sektora generalnych wykonawców na poziomie 3 – 3,5 proc., wydaje nam się, że oferty, które odbiegają od siebie o 10 – 15 proc. są po prostu źle wycenione, co skończy się kłopotem i dla inwestora, i dla wykonawcy, i dla rynku – oceniał.
– Największe problemy mamy z realizacją umów zawartych w 2017 r., które były szacowane na poziomie 70 proc. kosztorysów inwestorskich – powiedział Arnold Bresch, członek zarządu PKP Polskich Linii Kolejowych, zgadzając się z tym, że niedoszacowanie ofert jest czynnikiem negatywnym z punktu widzenia zamawiającego. Jako jedno z narzędzi do zapanowania nad negatywnymi zjawiskami rynkowymi wymienił on system aukcji elektronicznych. – Być może on jest niekorzystny dla największych firm, które wypracowały sobie już pozycję na rynku – przyznał, dodając jednak, że PKP PLK są zadowolone z udziału większej liczby oferentów i z otwarcia rynku na mniejszych graczy. Jednocześnie zapowiedział ogłoszenie wspomnianej listy przetargów. – Co roku chcemy mieć inwestycje na poziomie powyżej 10 mld zł. W przyszłym roku planujemy ogłosić przetargi warte kilkanaście mld zł. Proszę to potraktować jako pewnik – stwierdził.
Stabilizuje czy destabilizuje rynek?
System aukcyjny skrytykowała natomiast Marita Szustak z IGTL. Mówiła o nim jako o jednej z przyczyn destabilizacji rynku, oceniając także, że aukcje elektroniczne nie powodują osiągnięcia znaczących oszczędności. – Zaburzają natomiast ceny na poszczególnych asortymentach, ponieważ cały opust na aukcji jest wypadkową różnych opustów z różnymi podwykonawcami czy dostawcami, a potem cały rachunek jest obcinany jednakowym procentem. To bardzo utrudnia zawieranie umów z podwykonawca – przekonywała.
– Mechanizm aukcyjny doprowadza bardzo często do rażąco niskiej ceny – dodał Rafał Leszczyński z KZN Bieżanów. – Nie byłbym wielkim optymistą co do tego mechanizmu – stwierdził. Podkreślił, że przetargi zakończone bardzo niskimi cenami wykonawców przekładają się na niskie stawki dla producentów. Ocenił jednocześnie, że polskiemu rynkowi bardzo potrzeba strukturalnego narzędzia do stabilizacji w okresach luk pomiędzy perspektywami unijnymi, które można by zaaplikować nie tylko obecnie, ale także przy kolejnych przejściach.
Hazard korzystny dla firm zagranicznych
– Rynek lubi stabilizację. Nie lubi ani górek, ani dołków, lubi natomiast wiedzieć, co, jak i kiedy się wydarzy – zgodził się ze swoim przedmówcą Maciej Olek reprezentujący Budimex. Wskazywał, że najlepszym dla branży rozwiązywaniem byłoby rokroczne ogłaszanie zamówień wartych ok. 10 – 12 mld zł. – Luki powodują, że przy braku pewności co do dalszego scenariusza rozpoczyna się wojna cenowa. Niestety system aukcyjny jej sprzyja. To mechanizm, który wprowadza w tryb przetargowy wątek hazardu – stwierdził. Dodał, że aukcje otwierają tez drogę do polskiego rynku firmom z zagranicy, np. z Turcji czy Chin. – Mają one kontrolę nad wartością zamówienia i zawsze mogą położyć ofertę o złotówkę niższą – opisywał.
Marita Szustak zwróciła zaś uwagę, że obecna trudna sytuacja wiąże się nie tylko z niepewnością co do przyszłości, ale także z pewnym zastojem w przetargach związanym z pandemią koronawirusa, bo np. zawieszone były prace Krajowej Izby Odwoławczej. – Biznes żyje jednak przyszłością – podkreślała. Zaznaczyła, że szersza informacja o planach przetargowych potrzebna jest nie tylko wykonawcom, ale i producentom. – Nie możemy ich traktować jako magazynu części gotowych. Oni także muszą przygotować się do potrzeb rynku – podsumowała.