W ciągu ostatnich tygodni pasażerowie polskich kolei nie mieli powodu do radości — doskwierał im nie tylko upał, ale także wszechobecne opóźnienia pociągów. Sięgały one od kilkunastu minut do nawet wielu godzin, a niektóre kursy po prostu odwoływano. Politycy partii Razem pytają zajęli obszerne stanowisko w tej sprawie i domagają się od Ministra Infrastruktury wyjaśnień i poprawy sytuacji.
Według nieoficjalnych informacji „Rynku Kolejowego” pociągi InterCity spóźniają się częściej niż w marcu, kiedy to cały kraj borykał się z awarią systemu sterowania ruchem. Są pociągi, którym daleko od czasu rozkładowego. Pisaliśmy o tym, że w lipcu
punktualność pociągów dalekobieżnych była dramatyczna i wynosiła niewiele ponad 60%. – Pociągi są po prostu regularnie opóźnione. Dla przykładu średnie opóźnienie takich połączeń jak Przemyśl Główny – Katowice, Chełm – Warszawa Wschodnia czy Lublin Główny – Warszawa Wschodnia za ostatnie trzy tygodnie wynosi ponad godzinę! Na Dolnym Śląsku panował istny horror, odwołano tam niemalże 1500 pociągów Polregio. Sytuacji nie poprawiał brak informacji i komunikacji zastępczej — dodaje Matysiak.
Urząd Transportu Kolejowego nie podał jeszcze informacji o opóźnieniach za drugi kwartał tego roku. Na dane z wakacji trzeba będzie poczekać do listopada, ale już wiadomo, że nie ma się czym chwalić.
– Oczekujemy reakcji ze strony ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka oraz premiera Mateusza Morawieckiego. Dlaczego polskie pociągi jeżdżą z gigantycznymi opóźnieniami? Kto za to odpowiada? Jakie zostaną wyciągnięte konsekwencje względem tych osób? Transport kolejowy musi funkcjonować sprawnie i bez opóźnień. Opóźnienie musi ulec zmianie! — apeluje parlamentarzystka partii Razem.
Jedno spóźnienie paraliżuje cały region
O sytuacji poza dużymi miastami mówi Bartosz Grucela, lider olsztyńskich struktur partii Razem i członek Zarządu Krajowego. – Pochodzę z Warmii i Mazur, gdzie szczególnie pociągi jeżdżące z południa kraju zaliczają notoryczne opóźnienia. Niestety każde takie opóźnienie pociągu IC paraliżuje regionalny ruch kolejowy, na czym cierpią pasażerowie – podkreśla Grucela.
Polityk ubolewa nad tym, że w regionie nie wykorzystuje się w pełni możliwości infrastrukturalnych i nie zapewnia częstych kursów pociągów. — Przez opóźnienia pasażerowie boją się korzystać z pociągów, co powoduje, że marszałek województwa ma wygodny argument, by nie uruchamiać większej liczby połączeń. To tylko pogłębia kryzys zaufania do kolei — dodaje. Zauważa, że w ostatnich latach mamy do czynienia również z kumulacją remontów linii kolejowych, ponieważ PKP PLK długo zwlekały z przygotowywaniem inwestycji. Podaje przykład modernizacji, która za pół miliarda złotych przyspieszyła jazdę o… 1 minutę. — Po rewitalizacji linii z Działdowa do Olsztyna czas przejazdu najszybszego pociągu do Warszawy się nie zmienił. Przed remontem 2 godziny 27 minut, po remoncie 2 godziny 28 minut.
"Potrzebne są zmiany systemowe"
– Komunikacja publiczna jest bardzo istotna dla dobrego działania gospodarki i życia społecznego. Ta rola nie jest jednak wystarczająco dostrzegana przez rządzących — analizuje Maciej Szlinder, ekonomista i przedstawiciel Zarządu Krajowego partii Razem. – Odwoływane są przejazdy pociągów, ale nie zawsze zapewniona jest zastępcza komunikacja autobusowa. To realne utrudnienia, z których wynikają czasem poważne problemy w miejscu pracy czy życiu rodzinnym – dodaje. Szlinder uważa za absurd fakt, że kara za odwołanie pociągu jest mniejsza niż koszty zorganizowania komunikacji zastępczej. To powoduje, że przewoźnikowi nie opłaca się zapewniać takiego transportu alternatywnego, ponieważ woli zapłacić niewysoką karę.
– To wymaga zmian. Kara za odwoływanie pociągu powinna kilkakrotnie przekraczać koszty zorganizowania komunikacji zastępczej. Tak, żeby nie opłacało się spółce przewozowej odwoływać i zostawiać pasażerów na lodzie – postuluje polityk.
Głos pasażerów musi zostać usłyszany
— Często podróżuję pociągami i doskonale widzę, jak wielu pasażerów narzeka na występujące problemy. Kiedy rozkład jazdy poważnie mija się z rzeczywistością, to nie dziwmy się, że ludzie dla świętego spokoju wolą przesiąść się do samochodów. A chyba nie o to nam chodzi — komentuje wielbiciel kolei oraz aktywista z Poznania Wiktor Misztal.
— Mam nadzieję, że wzburzenie podróżnych zostanie w końcu zauważone przez decydentów w biurach resortu. Wielu moich znajomych, razem ze mną, chciałoby na co dzień korzystać z kolei bez niespodzianek. Paliwo i utrzymanie samochodu jest drogie, ale kiedy nie ma się pewności, że się dojedzie transportem publicznym, to wiele osób nie ma po prostu wyboru — dodaje.