Do jednej z największych kradzieży w tym roku mogło dojść w maju. Samochód dostawczy oraz ekipę z palnikami i dźwigiem zauważył pracownik kolei na nieczynnej linii Modła - Bolesławiec. Złodzieje ładowali 450 metrów kawałków szyn i kilka tysięcy elementów mocujących (np. śruby) oraz części rozjazdowe. Sprawców zatrzymano. Do kradzieży elementów torowiska, które mogą doprowadzić do wykolejenia pociągu dochodzi niemal codziennie. Kilka dni temu na trasie Niwnice - Zebrzydowa na niewielkim odcinku skradziono 200 kompletów śrub - pisze Słowo Polskie, Gazeta Wrocławska.
- Kradzież każdego urządzenia sterującego ruchem grozi katastrofą. Jeśli np. ktoś zdemontuje dławik, który informuje dyżurnego, że po danym torze jedzie pociąg, to kierujący ruchem może wprowadzić na ten sam tor inną lokomotywę - ostrzega Adam Radek, naczelnik działu operacyjnego Straży Ochrony Kolei we Wrocławiu, który pod swoim nadzorem ma województwo dolnośląskie i opolskie. Porządku na około 3 tysiącach kilometrów torów na Dolnym Śląsku pilnuje kilkuset strażników ochrony kolei.
- Przydałoby się dwa razy więcej. Niestety. Nie możemy być wszędzie. Często pomaga nam policja. A do największej liczby kradzieży dochodzi w okolicach Wrocławia
- dodaje Radek. Czasami dochodzi do ataków na sokistów. W 2003 roku pod Wałbrzychem złodzieje chcieli strażnika przejechać samochodem. Z kolei pod Jelenią Górą strażnik zmuszony został do użycia broni, by powstrzymać złodziei. - Sokiści wyposażeni są w broń ostrą, pałki policyjne, kajdanki, miotacze gazu. Ale chyba najbardziej odstrasza złodziei obecność psa. Mamy już kilkanaście owczarków niemieckich - mówi Adam Radek.
Ale to wciąż za mało. W porównaniu z rokiem ubiegłym zwiększyła się liczba kradzieży na kolei. - Przez osiem miesięcy 2003 roku było ich 1428. W tym roku do końca sierpnia 1535. Zatrzymaliśmy za to więcej sprawców: 2003 - 281 osób, 2004 - 575
- wylicza Radek. Efekt: tylko w pierwszym półroczu 2004 roku dolnośląska PKP straciła ponad 2 miliony złotych.
- Najwięcej było kradzieży w tzw. pionie drogowym (np. szyny, śruby), gdzie straty wyniosły 1,170 mln zł. W tzw. Branży trakcyjnej (np. sieć trakcyjna) - 510 tys. zł, a przy kradzieżach urządzeń sterowania ruchem kolejowym i łączności 352 tys. zł - wylicza Mirosław Siemieniec, rzecznik prasowy oddziału regionalnego Polskich Linii Kolejowych we Wrocławiu. Ponadto w tym roku strażnicy ochrony kolei wypisali 2100 mandatów na kwotę 1145 tysięcy złotych. - Niestety, wpływy z mandatów przekazywane są do urzędu wojewódzkiego - mówi Adam Radek.
Jak karani są złodzieje, którzy okradają kolej?
- Przeważnie sprawy kończą się wyrokiem kilkuset złotych. Podobno to niska szkodliwość. Dopiero jak dojdzie do tragedii, ludzie zrozumieją, że demontując fragmenty torów narażają ludzkie życie - stwierdza Mirosław Siemieniec. A kradzieże powodują, że kolej zamiast inwestować w sieć trakcyjną zmuszona jest do jej odtwarzania. Na przykład, często demontowane, urządzenie wspomagające hamowanie pociągu kosztuje 3 tysiące złotych. Do tego uszkodzenie linii powoduje opóźnienia pociągów, które na danym odcinku muszą wolniej jechać.
-Szukamy sposobów zabezpieczenia. Zastanawiamy się nad wprowadzeniem monitoringu
- zdradza Siemieniec.
Do tego powinny być przeprowadzane częstsze kontrole punktów skupu złomu. Przecież sprzedawcy zobowiązani są do spisywania danych osób, które przynoszą złom. Kolejnym problemem PLK są wybryki chuligańskie. Niedawno na granicy województwa dolnośląskiego i opolskiego obrzucano pociąg. Do tego dochodzą kradzieże w przedziałach. Kradzieże i wybryki chuligańskie kosztowały dolnośląską kolej w tym roku już ponad 2 miliony złotych.