Jedna z najważniejszych debat podczas Kongresu Kolejowego dotyczyła perspektyw dla inwestycji z Krajowego Programu Kolejowego i zapisanych na nie środków. Przedstawiciele branży szeroko komentowali korekty procesu inwestycyjnego i koordynację poszczególnych projektów. Wprowadzone przez ministerstwo oraz PKP PLK zmiany na ogół spotkały się z dobrym przyjęciem, jednak przedsiębiorcy wysuwali też szereg własnych propozycji dalszych usprawnień.
Jednym z najszerzej dyskutowanych tematów była nowelizacja Krajowego Programu Kolejowego i korekta nakładów inwestycyjnych w poszczególnych latach. W debacie „Jak wykorzystać każde euro z funduszy UE na rozwój polskiej sieci kolejowej?” brali udział także – między innymi – wiceminister infrastruktury i budownictwa Andrzej Bittel oraz prezes PKP PLK Ireneusz Merchel, których wypowiedzi
omówiliśmy w osobnym tekście.
Niemiec: Samo „spłaszczenie” to za mało
– Co prawda w nowym KPK sinusoida wartości inwestycji została spłaszczona, ale w tym roku i tak odnotowaliśmy realny spadek zamówień. A przecież musimy zarobić pieniądze, by przygotować się na „górkę” w latach 2018-2020 – stwierdził wiceprezes Track Tec S. A. Krzysztof Niemiec. Wpływ całej sytuacji na firmy jest, w jego ocenie, tym większy, że przedsiębiorstwo planujące jakąkolwiek działalność w branży jest „skazane” na zlecenia od PKP PLK. Według Niemca realizacja inwestycji z KPK spowoduje, że pod względem eksploatacyjnym kolej będzie działać w miarę dobrze, choć być może konieczne w tym celu będzie sprowadzenie przez wykonawców sprzętu z zagranicy.
Wiceprezes Track Tec zwrócił uwagę na korelację między inwestycjami kolejowymi i drogowymi. – Zarówno na drogach, jak i na kolei odłoży się w tym roku 5 mld zł niezrealizowanych wydatków, które albo jeszcze bardziej powiększą „górkę inwestycyjną”, albo zostaną odłożone do wykorzystania na sam koniec perspektywy. Będzie to ryzykowne, szczególnie dla wielu firm, które pracują i przy kolei, i przy drogach. W dodatku nie ma też gwarancji, że plany na późniejsze lata zostaną wykonane – podzielił się przewidywaniami. W dodatku surowce do budowy dróg także będą musiały zostać przewiezione koleją, co dodatkowo utrudni sytuację w latach „szczytowych”.
W obecnym układzie plan założony na lata 2018-2020 może wydawać się więc niemożliwy do wykonania. – Aby zaradzić sytuacji, PKP PLK musi wdrożyć program gromadzenia materiałów pod przyszłe inwestycje. Nie ma innego wyjścia. Będzie to ratunek także dla przewoźników – uznał Niemiec. Jak dodał, aby uniknąć konieczności wyprzedawania przez firmy potencjału w postaci urządzeń produkcyjnych, zamiast dalszego „spłaszczania” trzeba już zacząć tworzyć programy inwestycyjne na okres po zakończeniu obecnej unijnej perspektywy budżetowej.
Janiszewski: Pamiętajmy o przepustowości
Dyrektor Oddziału Kolejowego Skanska S. A. Przemysław Janiszewski za pozytywny sygnał uznał sam fakt nowelizacji KPK. – Wprawdzie nie wszystkie, ale większość uwag ze strony branży jest powoli uwzględniana – przyznał. Jako przykłady dobrych rozwiązań wskazał zwiększenie roli pozacenowych kryteriów oceny ofert i starania o większe rozłożenie inwestycji w czasie. – Branża ma potencjał, który pozwoli bez problemów zrealizować inwestycje o wartości 8-10 mld zł, więc zmniejszenie środków to dobry krok – uznał.
Problemem pozostaje jednak kwestia materiałów budowlanych i ich logistyki. – W szczycie inwestycyjnym przepustowość linii spadnie do 40%. Efektem będą kłopoty z transportem na północ kraju kruszywa niezbędnego dla zaplanowanych tam inwestycji – przekonywał, nawiązując do wypowiedzi wiceprezesa Track Tec. Do zagospodarowania materiału konieczna będzie współpraca producentów, wykonawców i klienta. – Branża potrzebuje pewności, by móc inwestować. Ta pewność jest budowana. Wierzymy w realizację zapowiedzi PLK oraz ministerstwa i inwestujemy – podsumował.
Leszczyński: Wykonawstwo to trudny biznes
– Rok trudnych rozmów pozwolił na przygotowanie profesjonalnych poprawek. Dialog przyniósł skutek – uznał prezes zarządu KZN Bieżanów Sp. z o. o. Ryszard Leszczyński. W jego ocenie realizacja KPK nie jest możliwa bez współpracy wszystkich uczestników procesu inwestycyjnego i dokładniejszego identyfikowania zagrożeń.
Wykonawcy branży kolejowej są, według Leszczyńskiego, szczególnie czuli na wahania rynku: muszą inwestować w maszyny i sami kształcić specjalistów, których nie można zwolnić z dnia na dzień w czasie gorszej koniunktury. – Później możemy ich nie odzyskać – tłumaczył. Sen z powiek spędza dostawcom także konieczność inwestowania w drogie materiały i długiego nieraz oczekiwania na zwrot nakładów. – Za granicą boom inwestycyjny nie jest dla nikogo zaskoczeniem. Producenci mogą przygotować się do niego na kilka lat przed jego nadejściem – przekonywał prezes, dodając, że połowa z 66 mld zł tworzących Krajowy Program Kolejowy to wartość towarów dostarczanych właśnie przez branżę dostawców.
W tym kontekście „miodem na serce” prezesa KZN jest tzw. program rozjazdowy. – Program musi jednak być permanentny i objąć nie tylko główne ciągi. Wymiany wymaga kilkanaście tysięcy z ponad 40 tysięcy na liniach nieremontowanych – stwierdził Leszczyński. Wymiana rozjazdów nie może, jego zdaniem, ograniczać się do głównych linii.
Bielenin: Jakość ponad cenę
– Zamawiający często traci z powodu stosowania kryterium ceny – stwierdził dyrektor handlowy LUG Light Factory Sp. z o. o. Wiesław Bielenin. Efektem może być pogorszenie jakości, tymczasem na etapie zamawiania trzeba myśleć o użytkowaniu w perspektywie wielu lat. Aby systemy oświetleniowe mogły przynosić oszczędności, muszą być możliwe do zarządzania. – Do ich dobrego przygotowania niezbędny jest dialog z producentami – przypomniał. Zaznaczył, że jego firma ma duże doświadczenie we współpracy z PKP PLK przy inwestycjach dworcowych.
Na zakończenie moderator debaty skierował do brokera ubezpieczeniowego Łukasza Zonia pytanie o ryzyko związane z inwestycjami. – Wbrew powszechnej na polskim rynku praktyce powinien brać je na siebie podmiot najbardziej zainteresowany w powodzeniu całego procesu, czyli inwestor. Wówczas ochrona inwestycji nie kończy się wraz z ewentualnym zejściem wykonawcy z placu budowy. Ponadto przejęcie ryzyka przez inwestora pozwala lepiej przygotować się na zdarzenia losowe i związany z nimi wzrost kosztów oraz wydłużenie czasu – odpowiedział Zoń.