Kolejarze protestowali wczoraj w Warszawie. Pod Urzędem Rady Ministrów zgromadziło się ok. 2 tys. pracowników kolei. Domagali się utrzymania dotychczasowego sytemu emerytalnego przysługującego kolejarzom.
Jeśli rząd nie zaakceptuje propozycji przedstawionych przez związki zawodowe kolei już w lipcu rozpocznie się strajk ostrzegawczy, który może przekształcić się w strajk generalny.
Związkowcy chcą, żeby pracownicy zatrudnieni przed 1999 rokiem mogli odchodzić na emerytury na starych zasadach: mężczyźni w wieku 60 lat, kobiety 55 lat. W myśl przygotowanego przez ministerstwo pracy i polityki projektu ustawy o emeryturach pomostowych, wcześniejsze przywileje emerytalne objęłyby wąską grupę pracowników kolei, pracujących w najbardziej szkodliwych warunkach. Możliwość przejścia na wcześniejszą emeryturę utraciłyby np. kasjerki zatrudnione na kolei.
Związkowcy zapowiadają, że jeśli rząd zlekceważy żądania kolejarzy, na początku lipca zostanie przeprowadzony dwugodzinny strajk ostrzegawczy. Strajk ostrzegawczy zostanie przeprowadzony na wybranych węzłach kolejowych. Jeśli to nic nie da, pod koniec lipca rozpocznie się strajk generalny tzw. "kroczący" - co 5 godz. do akcji miałby przyłączyć się kolejny węzeł kolejowy. Po kilku godzinach sparaliżowany zostanie cały kraj. "Solidarność" przesłała w tej sprawie pismo do premiera. Związkowcy chcieli też wczoraj spotkać się z Donaldem Tuskiem. Nie było to jednak możliwe. Premier przebywał na szczycie Unii Europejskiej w Brukseli.