W minionym tygodniu opublikowaliśmy zdjęcia kolejarza, który oddawał mocz na peronie Dworca Centralnego w Warszawie. Szef związku zawodowego kolejarzy w Małopolsce tłumaczy, że ma problemy z nerkami i prostatą. Jego relacja zajścia mija się z wersją wydarzeń, jaką prezentuje fotograf, który zrobił zdjęcia Krzysztofowi Knapikowi na Dworcu Centralnym.
Prezentujemy treść listu Krzysztofa Knapika:
Szanowne Koleżanki i Koledzy,
Wobec niefortunnego incydentu, jaki miał miejsce w dniu 21 marca na końcu peronu 3 Dworca Centralnego w Warszawie i w rezultacie wynikłych stąd reperkusji, pozwalam sobie przedstawić niniejszym przebieg wydarzeń, odnoszących się do wspomnianego incydentu.
Otóż w dniu 21 marca, w trakcie urlopu wypoczynkowego przebywałem w Warszawie dla załatwienia pewnych spraw osobistych. Około godziny18 znalazłem się na peronie 3 Dworca Centralnego w Warszawie oczekując na pociąg do Krakowa. W pewnym momencie i można powiedzieć był to objaw nagły, poczułem silne, nie do opanowania, parcie płynu fizjologicznego (nie dające najmniejszych szans nawet na dobiegnięcie do jak najbliższej ubikacji), wywołane zresztą moimi dolegliwościami z nerkami i prostatą.
Stan ten spowodował, że faktycznie, można by rzec, zacząłem się moczyć. Jest to uczucie przykre i deprymujące i wobec faktu, że w tym momencie na peronie nie widziałem żadnych osób, oddałem niewielką ilość płynu fizjologicznego na końcu peronu w zakamarku. Po tym zdarzeniu, nagle, przede mną pojawiło się dwóch rosłych młodych mężczyzn, w tym jeden z profesjonalnym aparatem fotograficznym. Ten ostatni, mimo mojego sprzeciwu i protestów, zaczął mi robić zdjęcia.
Wobec pogarszającego się stanu samopoczucia opuściłem peron udając się do pobliskiego baru w zamiarze zażycia stosownych środków farmakologicznych, zakupu wody i kanapki. Dwaj wspomniani osobnicy cały czas mi towarzyszyli oświadczając przy tym, że w razie zamiaru oddalenia się z terenu dworca, ażeby temu zapobiec, użyją nawet siły fizycznej. Osobnicy ci zachowywali się wobec mnie napastliwie. Wydaje mi się, że nie jestem ułomkiem, niemniej jednak mam swoje lata i wobec gróźb dwóch młodych mężczyzn poczułem się zagrożony. Prawdopodobnie na wezwanie telefoniczne jednego z nich przybyła policja, z której udziałem udałem się do pobliskiego komisariatu.
Niezależnie od okoliczności, w jakich nastąpiło to w sumie przykre dla mnie zdarzenie, na posterunku policji poddałem się karze za wspomniane wykroczenie w postaci zapłacenia mandatu w wysokości 50 zł, za zanieczyszczenie miejsca publicznego, informując jednocześnie policjanta o moich dolegliwościach urologicznych, jakkolwiek wydaje mi się, że działałem w sytuacji swoistego kontratypu, wyższej konieczności.
Prowokacyjne i napastliwe działania obu osobników spowodowały, że niepotrzebnie użyłem gestu, który mogli oni uznać za obraźliwy. W kontekście tego, że wspomniani wcześniej osobnicy czy też jeden z nich, a sądzę że działają wspólnie, oprócz ujawnienia w Internecie wspomnianych wykonanych przez siebie zdjęć, w tym część z odsłoniętą twarzą, z podaniem moich danych osobowych, oraz przesłanie tych danych i zdjęć do mediów, uznałem, że niezależnie od przypisanego mi wykroczenia osoby te, a także niektóre redakcje czasopism, witryny internetowe, Radio Zet dokonały naruszenia moich dóbr osobistych wyczerpujących znamiona przestępstwa. W tym stanie rzeczy złożyłem stosowne doniesienie do Prokuratora Rejonowego Warszawa Śródmieście Północ. W tym miejscu pragnę wyrazić mój żal z powodu opisanego incydentu i wynikających stąd reperkusji, łącznie z zamiarem wypowiedzenia mi umowy o pracę przez pracodawcę na podstawie art. 52 K.P.
Jest mi bardzo przykro, że tym incydentem naraziłem się na szwank dobre imię kolejarza, jak również autorytet spółki Przewozy Regionalne, a przede wszystkim członków Związku Zawodowego Kolejarzy Małopolski jako jego prezes. Przepraszam Was wszystkich za kalumnie, oszczerstwa jakie Was spotkały z tytułu przynależności do ZZK z mojego powodu. Życie moje legło w gruzach, obecnie leczę się kardiologicznie, po tym jak zostałem zaszczuty przez media, w tym przez Rynek Kolejowy. Bardzo przepraszam moją rodzinę za przykrości jakie ich spotykają ze strony osób trzecich, za artykuły i wpisy na różnych stronach internetowych, oraz na zdjęcia pokazujące ich ojca, dziadka oraz moich przyjaciół, a w szczególności za to jedno zdjęcie, które załączam w zakładce.
Chciałbym jednak podkreślić, że w całym moim życiu zawodowym było to zdarzenie incydentalne.
- Nie będziemy komentować oświadczenia Pana Knapika. Jeszcze raz chciałabym przeprosić zarówno pasażerów jak i kolejarzy za naganne zachowanie naszego pracownika - poinformowała "Rynek Kolejowy" Katarzyna Mirowska, rzecznik prasowy Przewozów Regionalnych.
Fotograf, który sfotografował na Dworcu Centralnym Krzysztofa Knapika, ma pewne zastrzeżenia co do wersji wydarzeń zaprezentowanych przez związkowca. - Pan Knapik oddawał mocz nie na końcówce peronu, lecz prawie w samym jego środku, przy „kręconych schodkach”. Podszedłem do niego nie po zdarzeniu, tylko w momencie, gdy oddawał mocz. Nie byliśmy razem z tym człowiekiem, który stał koło Krzysztofa Knapika, bo już stał koło niego, gdy podszedłem. Zresztą nie podchodziłem do niego, a stałem w odległości. Dodam, że za panem Knapikiem poszedłem tylko ja, bowiem człowiek z peronu oddalił się w swoją stronę jeszcze, gdy pan Knapik był na peronie. Nie przesyłałem ani opisu sytuacji, ani zdjęć do mediów. Ograniczyłem się do wrzucenia tego na forum Skyscrapercity, a media zgłosiły się same. Obraźliwy gest pan Knapik pokazał mi natychmiast gdy zauważył, że robię mu zdjęcia – tłumaczy fotograf.
Przypomnijmy: w minionym tygodniu fotograf regularnie robiący zdjęcia na Dworcu Centralnym w Warszawie sfotografował na peronie 3 mężczyznę oddającego mocz. Był nim Krzysztof Knapik ze Związku Zawodowego Kolejarzy Małopolski. Knapik za opublikowanie informacji oraz zdjęć zagroził sądem na antenie Radia ZET.
- Jest nam przykro, że doszło do takiego zdarzenia w naszej kolejarskiej społeczności. Chciałabym przeprosić wszystkich za tę naganną sytuację. Zapewniam, że wobec naszego pracownika zostaną wyciągnięte konsekwencje. Jakie, najpierw dowie się on sam – powiedziała po zdarzreniu Katarzyna Mirowska, rzecznik prasowy Przewozów Regionalnych.