W kolejnym dniu procesu w sprawie katastrofy w Polednie zeznawali biegli. Oskarżony się nie stawił, bo jak poinformował ambasadę, nie ma pieniędzy na podróż do Polski.
Wczoraj odbyła się kolejna rozprawa w sprawie katastrofy na przejeździe kolejowym w Polednie pod Świeciem. Bilans zderzenia TIR-a z pociągiem pospiesznym to 2 zabitych, 16 rannych oraz 1,5 miliona zł strat. Prokuratura oskarża o nieumyślne spowodowanie katastrofy chorwackiego kierowcę Slobodana V.
Oskarżony nie był na poprzedniej rozprawie, ale zawiadomił sąd, że w czwartek stawi się na wezwanie. Wczoraj też go jednak nie było. Za pomocą polskiej ambasady w Chorwacji sąd dowiedział się, że na razie Slobodan V. przyjechać do Bydgoszczy nie może. Nie ma bowiem pieniędzy na podróż. Ztego samego powodu nie wie też, czy zdoła dotrzeć na kolejną rozprawę.
Najdłużej trwały wczoraj, kluczowe dla tej sprawy, zeznania biegłych w dziedzinie transportu kolejowego i sterowania ruchem. Stawiło się czterech wezwanych ekspertów, piąty złożył usprawiedliwienie.
Według biegłych nie ma wątpliwości, że w dniu katastrofy sygnalizacja na przejeździe działała prawidłowo. Jest jednak inna sprawa, która może postawić pod znakiem zapytania winę oskarżonego. Tuż przed katastrofą przejechał jeden pociąg, a zaraz potem pospieszny, ten z którym zderzył się TIR.
Jak stwierdzili eksperci, po przejeździe tego pierwszego składu sygnalizacja mogła się wyłączyć, dokładnie na 61 sekund. Mogła, ale nie musiała. Zależało to od tego, jak wyregulował ją maszynista pospiesznego. Ale tego nie można się już dowiedzieć, bo zginął w katastrofie.
Sąd miał wiele pytań natury technicznej. Zeznawał też konduktor i kierownik pociągu, ale niewiele mogli powiedzieć, bo w czasie zderzenia byli w ostatnich wagonach.
Kolejną rozprawę wyznaczono na 19 listopada. Być może na niej zakończy się postępowanie dowodowe.