Od nowego roku władze Warszawy wprowadzają Kartę warszawiaka, dzięki której osoby płacące podatki w stolicy dostaną ok. 10% zniżki na bilety długookresowe komunikacji miejskiej. Włodarze miejscy liczą na zwiększone wpływy do budżetu. Dochody z PIT-ów stanowią aż 1/3 dochodów miasta.
Zamiast trzeciej zwykłej podwyżki, która miała wejść od nowego roku, taryfa biletowa zostanie znacznie przemodelowana. Jedną ze zmian jest wprowadzenie Karty warszawiaka, dzięki której osoby płacące podatki w Warszawie zapłacą o ok. 10% mniej za bilety.
Pomysł ten wzbudził sporo kontrowersji, ale ekspertom się podoba. - To jest posunięcie, które przede wszystkim promuje uczciwość. Jeśli płacisz podatki w Warszawie, to korzystasz z przywilejów. Koszty infrastruktury trzeba przecież ponosić. Gdyby do tego doszły obniżki miejsc związanych z kulturą, to pomogłoby budować tożsamość miasta - komentuje Jan Jakiel, szef Stowarzyszenia Integracji Stołecznej Komunikacji SISKOM. W podobnym tonie wypowiada się dr Michał Wolański z Katedry Transportu Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. - Osobiście takie rozwiązanie mi się podoba, wszak warszawski transport miejski jest utrzymywany w ponad 2/3 z podatków, płaconych w Warszawie - mówi dr Wolański.
Karta warszawiaka ma obejmować również sport i rekreację. Dzisiaj (3 października) władze miasta ogłosiły, że już 20 instytucji kulturalnych oraz 17 ośrodków sportu i rekreacji zadeklarowało zniżki dla posiadaczy Karty.
Nie podoba się sąsiadom
Przeciwko Karcie warszawiaka protestują nie tylko osoby przyjezdne, ale także mieszkańcy sąsiednich gmin. Jednak zdaniem Jana Jakiela z SISKOM-u nowe rozwiązania są korzystne dla miasta, gdyż pozwalają walczyć z niepożądanymi zjawiskami, jak np. suburbanizacja i "rozlewanie się" zabudowy. - Zjawisko suburbanizacji pociąga za sobą większe zużycie energii, materiałów i transportochłonność. Wiąże się to ze wzrostem kosztów. Karta warszawiaka to pierwszy krok do przeciwdziałania. Każdy, kto buduje pod miastem, bo taniej, musi pamiętać o dojazdach - twierdzi Jan Jakiel. Jak dodaje, okoliczne samorządy mogłyby dołączyć do projektu po wprowadzeniu ustawy metropolitarnej. W tej chwili błędy w ustawach utrudniają tworzenie związków między np. gminami i powiatami.
Władze miasta przekonują, że takie aktywne zachęty do płacenia podatków w miejscu zamieszkania przynoszą skutek. - To jest precedensowy eksperyment. Dotychczasowe rozwiązania wskazują, że miasta agresywnie zachęcające podatników zyskują, co widać np. w przypadku sukcesów Legionowa w pozyskiwaniu podatku od środków transportu. Dzięki niskiej stawce, pojazdy rejestruje tam wiele firm leasingowych i w konsekwencji samorząd zyskuje - mówi dr Michał Wolański. Jego zdaniem działania Warszawy budzą jednak mniej wątpliwości. - Przecież ulga będzie korzystna tylko dla osób faktycznie mieszkających w Warszawie - zauważa Wolański.
Cały tekst na stronie Transport-publiczny.pl