Uruchomiony trzy lata temu nowoczesny tramwaj w Jerozolimie to jedno z niewielu miejsc w mieście które zbliża mieszkańców zachodniej – izraelskiej i wschodniej – palestyńskiej części miasta. Zbliża dosłownie, zwłaszcza w godzinach szczytu. Czy tego chcą, czy nie.
Tramwaj rusza ze Wzgórza Hertzla, czyli miejsca gdzie leżą najważniejsze cywilne i wojskowe cmentarze Izraela. W pobliżu mieści się też instytut Yad Vashem, czyli symbol pamięci o Holokauście. Potem wzdłuż handlowej i biznesowej ulicy Jaffa, obok miejskiego ratusza, zbliża się do murów Starego Miasta. To też granica między Izraelem a Zachodnim Brzegiem, przez prawie dwadzieścia lat – od 1948 r. a 1967 r. – granica między państwem żydowskim a terenami zarządzanymi przez Jordanię. Dziś przystanek przy Bramie Damasceńskiej wyznacza granicę między izraelską a palestyńską częścią Jerozolimy.
Tramwaj skręca na północ, przez pewien czas jedzie wzdłuż dawnej granicy sprzed Wojny Sześciodniowej, mija osiedla ortodoksyjnych żydów, gdzie w szabas samochód może zostać obrzucony kamieniami. Zanim przejedzie przez Shuafat i Beit Haninę, czyli dwie duże dzielnice palestyńskie, mija Wzgórze Francuskie, które było jednym z pierwszych osiedli żydowskich we wschodniej Jerozolimie. Kończy w Pisgat Ze’ev, wielkim, 50–tysięcznym osiedlu na terytorium palestyńskim.
W Jerozolimie jest zaledwie kilka miejsc, w których Izraelczycy i Palestyńczycy (którzy stanowią 37 proc. mieszkańców Jerozolimy) spotykają się na dużą skalę. To największy miejski szpital, centrum handlowe, ogród zoologiczny. Od niedawna również tramwaj. Harriet Sherwood, korespondentka „Guardiana”, opisuje scenę z pojazdu w którym czterech palestyńskich nastolatków, w jeansach i trampkach, zaczęło głośno żartować i grać w piłkę plastikową butelką. To wyraźnie irytowało innego pasażera, Izraelczyka nieco tylko od nich starszego, z krótko przyciętą brodą, w ciemnych okularach, spranym t–shircie, który przebierał palcami po magazynku załadowanego karabinu szturmowego. Sytuacja mogła wydawać się groźna, ale wszystko rozeszło się po kościach, gdy po pewnym czasie chłopcy wysiedli.
W jerozolimskim tramwaju to nie wyjątek, bo Sherwood podaje inne przykłady. Ortodoksyjny żyd w czarnym płaszczu i czapce nawet w środku lata, podróżuje obok młodej turystki w krótkich szortach i koszulce. Skromnie ubrana kobieta w średnim wieku razem z dziećmi, najpewniej mieszkanka jednego z izraelskich ich osiedli, siedzi naprzeciw muzułmanki w obcisłych dżinsach w hidżabie. Izraelscy żołnierze, uzbrojeni w karabiny, ale też w smartfony, które zajmują ich uwagę znacznie bardziej stoją obok palestyńskich robotników szukających pracy. W tramwaju mieszają się też pielgrzymi chrześcijańscy, muzułmańscy i żydowscy.
To tylko fragment artykułu. Więcej na stronie Transport-publiczny.pl