Około półtora tygodnia temu maszynista jednego z pociągów metra, zamiast zmienić kierunek jazdy za stacją, ruszył w niewłaściwą stronę z tego samego toru. Na kolejnej stacji stał już następny pociąg. – Nie było zagrożenia bezpieczeństwa, system nadzoru i zabezpieczeń zadziałał – uspokaja Krzysztof Malawko, rzecznik prasowy Metra Warszawskiego.
Do incydentu doszło 24 lutego br. o godz. 19:52 na stacji A-17 Dworzec Gdański, gdy z powodu skoku samobójczego na stacji Centrum ruch pociągów pomiędzy Politechniką a Dworcem Gdańskim został całkowicie wstrzymany. Pociągi od strony Kabat dojeżdżały tylko do Politechniki, natomiast z kierunku Młocin zawracały właśnie na stacji Dworzec Gdański.
Informację o incydencie podał portal "TVN Warszawa". Krzysztof Malawko, rzecznik prasowy Metra Warszawskiego, potwierdził, że takie zdarzenie miało miejsce. Pociąg w kierunku Kabat (tor nr 2) – po tym, jak pasażerowie opuścili wagony na Dworcu Gdańskim – powinien przejechać za stację i zatrzymać się na torze szlakowym, za rozjazdem. Następnie maszynista powinien przejść do drugiej kabiny (w kierunku Młocin), przejechać na właściwy tor (nr 1) i zabrać pasażerów w kierunku Młocin z drugiej strony peronu na Dworcu Gdańskim. Tymczasem we wspomnianym przypadku maszynista, po dojechaniu na stację A-17 Dworzec Gdański w kierunku Kabat (tor nr 2), opuścił kabinę i przeszedł peronem do drugiej kabiny. Następnie z tego samego toru ruszył bez pasażerów w przeciwnym, niewłaściwym kierunku (w stronę Młocin). Nieprawidłowość zauważyli od razu dyżurny stacji A-17 i dyspozytor z centralnej dyspozytorni na Kabatach. Pociąg zdążył przejechać ok. 150 metrów za stację. – Maszynista zareagował na polecenie dyżurnego stacji i zatrzymał pociąg. Sprawdził się kilkustopniowy system zabezpieczeń. Zadziałał system nadzoru – dyżurny i dyspozytor zareagowali odpowiednio. Sprawdził się tez system łączności – ocenia Krzysztof Malawko.
Na następnej stacji, A-18 Plac Wilsona, na tym samym torze (nr 2) stał już pociąg w kierunku Kabat. W związku z zajętością odcinka semafor wyświetlał czerwony sygnał i system sterowania ruchem uniemożliwiał odjazd składu. – Nie było zagrożenia bezpieczeństwa pasażerów. Pociąg, który jechał w niewłaściwym kierunku, poruszał się z minimalną prędkością 20 km/h. Pociągi od strony stacji Plac Wilsona nie miały możliwości ruszyć – wyjaśnia Malawko. Odległość pomiędzy osiami peronów na tym odcinku wynosi 1463 metry.
Incydent nie spowodował żadnych znacznych utrudnień dla pasażerów (ponad te związane ze skokiem samobójczym na dalszym odcinku). – Maszynista został natychmiast odsunięty od obowiązków i poddany badaniom na środki psychoaktywne. W badaniach nic nie stwierdzono. Została powołana komisja dochodzeniowa, by wyjaśnić przyczyny tego incydentu i przede wszystkim uniknąć w przyszłości podobnych zdarzeń. W tej chwili jest domniemanie, że to był błąd człowieka z prawidłową reakcją całego systemu – kończy Krzysztof Malawko, rzecznik Metra. To pierwszy tego typu incydent w warszawskim metrze – i jak do tej pory najgroźniejszy.