Czasem aż oczy bolą patrzeć, jak się marnuje potencjał przewozów kolejowych. Odcinek 17569 tego tasiemcowego serialu – przystanek Górzyca Reska na Pomorzu Zachodnim.
Ale najpierw skok na południe. O walce o postoje pociągów pomiędzy Legnicą i Lubinem
usłyszała cała Polska. W czerwcu stacje telewizyjne prowadziły relację na żywo z protestu mieszkańców dolnośląskiej Raszówki, którzy zablokowali dojazd pociągu promującego powrót kolei pasażerskiej do Lubina. Protest okazał się być skuteczny: po kilku dniach pociągi zaczęły zatrzymywać się na przystankach pomiędzy Legnicą i Lubinem. Teraz – choć nadal pojawiają się pomysły jeżące włosy na głowie (np. pomysł prezydenta Lubina, by pociąg do Wrocławia… nie zatrzymywał się w Legnicy) – wydaje się, że osiągnięto jednak pewien kompromis. I jeśli w przyszłości władze regionu i Kolei Dolnośląskich będą wdrażać pomysły (całkiem słusznie zresztą) uruchamiania „regio-ekspresów”, to nie będzie się to działo kosztem drastycznego zmniejszania liczby pociągów zatrzymujących się w małych miejscowościach. Takie pomysły są społecznie nieakceptowalne, a dla konkurencyjności transportu kolejowego – po prostu szkodliwe.
9 czerwca – tego samego dnia, w którym pociągi powróciły do Lubina (i dzień po proteście w Raszówce) – miała też miejsce inna „reaktywacja” na sieci kolejowej w Polsce. Prawie na drugim końcu Polski, na trasie z Goleniowa do Kołobrzegu,
otwarto przystanek Górzyca Reska. Peron, nieczynny od 11 lat, wyremontowano za 200 tys. zł i ponownie udostępniono podróżnym.
Bardzo dobrze, gdyż każdy przystanek położony w zasięgu dojścia do miejscowości to szansa na nowych pasażerów. I, równolegle, szansa na zmniejszenie liczby samochodów wjeżdżających do centrum Szczecina, Kołobrzegu, Gryfic… Licząca 200 mieszkańców Górzyca nie wygeneruje oczywiście wielkich potoków pasażerów, ale przystanek położony ok. 1 km od centrum miejscowości, ma szansę „pozyskać” pasażerów. Badania preferencji komunikacyjnych pokazują bowiem, że w transporcie kolejowym dystans 1 km jest jeszcze akceptowalny w zakresie odległości do pokonania pieszo od miejsca zamieszkania do peronu. Ale to jeszcze nie jest gwarantem sukcesu…
Bo spójrzmy na rozkład jazdy. Ostatni pociąg ze Szczecina zatrzymujący się w Górzycy Reskiej odjeżdża ze stolicy województwa o godz. 15.00. Później jadą jeszcze (w zależności od dnia tygodnia) 1, 2 lub 3 pociągi – ale każdy bez zatrzymania. Co więcej, dwa z nich zatrzymują się (pomiędzy Goleniowem i Kołobrzegiem) wszędzie – tylko nie w Górzycy… Czyli odpada argument, że pociąg jest „przyspieszony”, więc się nie zatrzymuje. Jest to sytuacja tym dziwniejsza, że akurat woj. zachodniopomorskie jest raczej – w przeciwieństwie do szeregu innych regionów – znane z tego, że przyjmuje postawę „propasażerską”, zarówno jeśli chodzi o liczbę połączeń (tu chyba jednym istotnie niechlubnym wyjątkiem jest od lat trasa Koszalin – Kołobrzeg), jak i o jakość taboru.
To jest oczywiście drobny błąd, który nie zmienia ogólnej dobrej oceny kolei w regionie. Tak samo jak drobnym błędem kilka lat temu było nieuruchamianie np. wieczornych pociągów Szczecin – Wałcz w dni robocze poprzedzające długie weekendy (bo następnego dnia przypadało święto państwowe, a pociąg, kursujący nominalnie tylko w dni robocze, miałby wracać do Szczecina rano – więc dla wygody, kolejarze skasowali cały obieg). Ale takie właśnie drobne błędy przesądzają o trwałej niechęci pasażerów do kolei i o spadku jej znaczenia.