Doświadczenia innych krajów uczą, że receptą na rozładowanie tłoku w środkach komunikacji publicznej jest dłuższy, czyli bardziej pojemny tabor. Jeśli przewoźnicy nie wydłużą składów podróżni będą woleli własne samochody, w najlepszym razie rowery.
Szwajcaria to kraj gdzie komfort pasażera na stawiany jest na pierwszym miejscu, co sprawia że korzystanie z komunikacji publicznej jest nie tylko wygodne ale i modne, co objawia się m.in. poprzez brak ulicznych korków. Tam by uniknąć tłoku częstotliwość kursowania poszczególnych linii wynosi w ciągu dnia co 10 minut. Na wspólnych odcinkach odpowiednio zwiększa się i tworzy miarową częstotliwość odjazdów. Nie mniej ważną kwestią jest pojemność taboru, jego pasażerska przestrzeń. Dlatego w Szwajcarii, nawet w małych i średnich miastach jeżdżą trójczłonowe trolejbusy i wieloczłonowe tramwaje (pięcio-, sześcio- i siedmioczłonowe pociągi tramwajowe o długości od 45 do 60 metrów).
Można tam wprawdzie spotkać również składy dwuczłonowe ale z reguły występują w trakcji ukrotnionej, starsze składy ciągną także wagony doczepne. To analogicznie daje od 30 do 100 proc. większą powierzchnię dla podróżnych niż oferowana u naszych przewoźników. Szwajcarskimi miastami posiadającymi taki ukrotniony tabor są np. Berno (128 tys. mieszkańców), Genewa (195 tys.), Zurich (387 tys.). Mieszkańcy tych miasta zamiast dojeżdżać do galerii handlowych samochodami i tam spędzać czas wolny korzystają z kawiarenek i knajpek z tzw. ulicznymi ogródkami umieszczonymi przy ciągach komunikacyjnych, na których ruch jest wyciszony, a więc występuje tam mały ruch samochodowy. Można tam dojechać właśnie bardzo pojemnymi cichymi i ekologicznymi tramwajami i trolejbusami.
Oczywiście długie składy tramwajowe to nie tylko szwajcarska specjalność. Można je spotkać w wielu miastach krajów europejskich m.in. w Berlinie, Budapeszcie, Chemnitz, Dreźnie, Paryżu.
Więcej na portalu Transport-Publiczny.pl